Przepraszam, przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam. Jakoś nie miałam czasu i brakło mi weny. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze czyta tego bloga. Tak, wiem rozdział jest beznadziejny, ale obiecuję, że następny będzie lepszy i napiszę go szybciej. Biorę się za nadrabianie waszych opowiadań. Dedykuję rozdział ILoveDamon i Natce, bo Wasze ostatnie komentarze dały mi mocnego kopa, aby napisać ten rozdział. :)
Siedziałam w lesie, opierając się o gruby konar drzewa, porośnięty mchem. Wdychałam świeże powietrze, zmieszane z zapachem drzew iglastych. Podziwiałam srebrzysty księżyc w pełni. Zawsze, kiedy na niego patrzyłam, czułam magiczną atmosferę wokół mnie, która przenikała głęboko wewnątrz komórki mojego ciała, dając wejść do innego świata. Lepszego świata. Świata marzeń. Zawiał chłodny wiatr. Opatuliłam się mocniej bluzą i założyłam kaptur na głowę, aby chronić się przed kłującym zimnem. Zaczęłam rozmyślać o mojej rozmowie z Chrisem, po której tu przyszłam. Wreszcie mi zaufał. Ta jedna myśl pulsowała w mojej głowie, przyprawiając ją o ból. Zdradził mi swoją, ciężką przeszłość, bez mrugnięcia okiem. Udawał, że jest silny i nic nie czuje, ale ja wiedziałam, że przeżywał tortury, opowiadając swoje wspomnienie z dzieciństwa. Wyznał mi to, jak jego ojciec zamordował jego matkę…
05. 06. 2002r.
Narracja trzecio osobowa.
Zdarzyło się to w szesnaste urodziny Chrisa. Obudził się rześki i wypoczęty po długim śnie. Nie zdążył wyjść ze swojego pokoju, kiedy usłyszał odgłosy awantury. W salonie zastał kłócących się rodziców. Emma nie chciała pozwolić na zamordowanie jednego z niewolników, a dokładnie swojego kochanka. Chris od dawna wiedział o zdradzie matki, ale chronił ją i nie pozwolił, aby ojciec dowiedział się o oszustwie matki. W jednej chwili Nicolas połączył wszystkie fakty ze sobą. Doznał olśnienia. Zrozumiał, dlaczego była miła dla jego jeńca i nie pozwoliła mu go skrzywdzić, ani zabić. W sekundę stanął za Emmą, przyciskając do jej szyi błyskający złowrogo scyzoryk. Chris chciał się rzucić na pomoc matce, ale ojciec zagroził, że, ją zabije. Nicolas zaczął szeptać jej słodko do ucha, co z nią zrobi za karę. Nie okazywała strachu. Nie chciała, aby jej mąż czuł satysfakcje. Wtedy wypowiedział zdanie z groźnym błyskiem w oku: ,, Zrobię z Ciebie mężczyznę Chris”. To były ostatnie słowa, które usłyszała Emma. Cień nim się obejrzał zobaczył wbity scyzoryk w krtań matki i jej szarzejącą twarz. Król cieni nigdy nie dbał o uczucia innych, szczególnie o swoich bliskich. Przez tyle lat pokazywał Chrisowi, jakim jest katem i damskim bokserem. Tylko, że jego syn nie przyjął jego zwyczajów, tylko matki. Mimo, że z zewnątrz wydawał się dupkiem, to w środku był mężczyzną spragnionym miłości, zaufania. Życie straciło dla niego sens, po jej stracie. Stanął się jeszcze bardziej zamknięty w sobie. Aby ujarzmić ból po stracie, zaczął imprezować, zabijać i stawać się takim, jakim ojciec chciałby był. Dopóki nie spotkał Megan. Jego życie z powrotem nabrało dla niego sensu. Chciał być dobry, dla niej…
Megan.
Kiedy mi o tym powiedział byłam rozdarta. Między szczęściem, że mi zaufał i między bólem, że stracił tak bliską osobę. W końcu sama go rozumiałam. Znałam te uczucia. Nie zauważyłam, kiedy ja opowiedziałam mu swoje wspomnienie, z przeszłości.
01. 01. 2001r.
Miałam pięć lat. Siedziałam w ogrodzie z moją o siedem lat starszą siostrą i mamą. Popijałyśmy, co chwilę lemoniadę z kostkami lodu, ponieważ upał był niemiłosierny. Promyki słońca ogrzewały moją twarz, tworząc na niej purpurowe rumieńce. Elizabeth trzymała mnie na kolanach opowiadając mi i Alice różne, ciekawe legendy o magach i cieniach. Słuchałyśmy zaciekawione historii, kiedy nagle nam ktoś brutalnie przerwał. Przyszli buntownicy. Magowie, którzy zboczyli na złą ścieżkę. Gabriel, przywódca ,,gangu” przywitał się z nami z nieukrywaną nonszalancją i wyniosłością. Strasznie się przestraszyłam, bo taty nie było w domu, tylko znajdował się na spotkaniu rady trójcy. Zły mag przeszedł od razu do sedna sprawy. Chciał, abym z nim poszła, abym dołączyła do jego grupy. Uważał, że mam wspaniały talent. Moja mama od razu się sprzeciwiła, a za nią poszła moja siostra, mimo młodego wieku. Obydwie były odważne, więc stanęły do walki. Alice, pomimo że znała mało zaklęć, pomagała ujarzmić wrogów. Kazały mi uciekać, więc to zrobiłam, lecz nie zabiegłam daleko. Mag, aby mnie zatrzymać wyczarował ogromny rów dokoła mnie. Był na około dwadzieścia metrów szeroki, jak i długi. Nie miałam, jak czmychnąć. Zapędził mnie w kozi róg. Przez jego ramię dostrzegłam, jak mama umiera od zaklęcia śmiertelnego, rozpuszczając się. Tak, jakby ktoś wylał na nią kwas. Widok był okropny. Wiła się z bólu, krzyczała, płakała. Już po chwili zostały z niej same kości. Nie mogłam uwierzyć, że przed chwilą była to Elizabeth. Po moich policzkach popłynęły łzy. Wyjrzałam jeszcze raz i od razu tego pożałowałam. Zobaczyłam, jak mojej siostrze skręcil kark, nim zdążyłam się obejrzeć, ona też była martwa. Zostałam sama… Ta jedna myśl odbijała się echem w moim umyśle. Został dla mnie tylko jeden ratunek. Nie chciałam być niewolnicą, więc rzuciłam się w przepaść, którą wyczarował nieprzyjaciel. Nikt nie zdążył zareagować. Słyszałam tylko świst powietrza i cichnące krzyki dobiegające z góry. Następnie poczułam tępy ból w kręgosłupie i zapadłam w ciemność. Byłam poddana śpiączce farmakologicznej, dlatego obudziłam się miesiąc później po tym incydencie. Nikt nie wiedział, jak przeżyłam upadek z ponad dwustu metrów. Można tu było mówić tylko o cudzie, bo nic innego nie wchodziło w grę.
Teraźniejszość.
Z ból rozchodzącego się po mojej klatce piersiowej, nie mogłam oddychać. Mimo, że minęło tyle lat to i tak wspomnienie pozostało świeże, jakby wydarzyło się to przed chwilą. Tęskniłam za nimi dzień i noc. Nigdy nie pozbierałam się do końca po tej stracie. Słone łzy zaczęły spływać po moich policzkach, a później skapywać na mój dekolt. Usłyszałam srogie wycie wilka, do księżyca w pełni. Przeszła mnie gęsia skórka ze strachu. Wyczułam czyjąś obecność. Szybko wstałam i rozejrzałam się niespokojnie, w poszukiwaniu kogoś.
-Halo! Czy ktoś tu jest?!- moje słowa odbiły się echem. Nikt mi nie odpowiedział. Mój puls przyśpieszył, tak samo, jak i oddech. Usłyszałam odgłos łamanej gałęzi. Widziałam tylko ciemność i niedokładne kontury drzew. Jeżeli magowie, albo cienie przyszli po mnie, aby mnie ukarać, za ucieczkę? Zadrżałam. Nagle, ktoś mnie chwycił z tyłu w pasie i zasłonił ręką usta. Stwierdziłam po budowie ciała, że był to mężczyzna. Zamarłam, aby za chwile zacząć się szamotać. Nie mogłam sobie przypomnieć żadnego zaklęcia. W mojej głowie świeciła pustka, pod tym względem. Ale w końcu ćwiczyło się przez kilka lat kick boxing.Wykręciłam się z jego uścisku i kopnęłam go frontalnie, w tułów. Napastnik zwił się z ból, a ja zaczęłam uciekać. Dostałam trochę dodatkowego czasu. Gałęzie drzew kaleczyły mi skórę, aż powoli zaczęła sączyć się z niej krew. Nagle zaczął padać ulewny deszcz. Błyskawica przecięła niebo na pół. Zagrzmiało, jakby miał to być koniec świata. Super gorzej być nie może! Przyśpieszyłam biegu. Po chwili znajdowałam się na pustej ulicy. Słyszałam głośny tupot butów, o asfalt. Cholera jasna! Goni mnie! Po chwili obejrzałam się za siebie, bo nie słyszałam odgłosów pogoni. Zniknął. Całe szczęście. Ale i tak się nie zatrzymam, aby złapać tchu. Skręciłam kilka raz w różne uliczki, a po chwili wpadłam zdyszana i cała mokra do domu Chrisa, wbiegając od razu do salonu, w którym znajdował się zdenerwowany czarnowłosy.
-Megan oszalałaś! Wiesz, jak ja się o Ciebie martwiłem!- cień naskoczył na mnie z furią w oczach. Ale kiedy zobaczył, jak wyglądam, jego twarz złagodniała.
-Straciłam poczucie czasu. Przepraszam- mój puls, jak i oddech zaczęły powoli wracać do normy. Chris podszedł do mnie i pogładził mnie delikatnie po policzku. Przejechał palcami po moich ranach.
-Co Ci się stało?- zapytał, ze zmartwieniem.
-Nic- nie dałam mu dojść do głosu i nim zdążył się obejrzeć, stałam pod prysznicem, biorąc kąpiel. Nie chciałam mu nic mówić i w ten sposób zdenerwować. Bo, po co? Żyję przecież i nic mi nie jest. Ciepła woda pozwoliła mi rozluźnić mięśnie i się uspokoić. Skupiłam się mocno na swoim darze. Przywołałam wewnętrzną moc. Po chwili moje rany zaczęły znikać, powodując uczucie mrowienia. Przebrałam się szybko w czyste ubranie. Była to grafitowa bluzka na grubych ramiączkach, czarne rurki i granatowe japonki. Wyszłam z zaparowanej łazienki, wprost w zimne powietrze.
-Gdzie ty byłaś? Co się stało?- nadal milczałam. Chwycił mnie mocno za ramiona, przyglądając mi się surowym wzrokiem.-Mów.
Może jednak powinnam mu powiedzieć? W końcu związki powinno się budować na szczerości i na braku tajemnic między sobą. Przynajmniej tak jest w książkach.
-Jakiś facet napadł na mnie w lesie- zobaczyłam, jak gniew wybuchł w jego oczach.- Ale wszystko jest okej. Nic mi nie zrobił. Żyję.- Stwierdziłam.
-Zabiję tego gnoja!- rzucił lampą w ścianę i odwrócił się do mnie tyłem.
-Uspokój się! Zapomnij o tym.- przytuliłam się do jego pleców. Jego mięśnie były spięte, a oddech niespokojny. Objął moje ręce swoimi rękami.
-Mogłem Cię przed chwilą stracić.
-Ale nie straciłeś, bo Twoja dziewczyna umie się dobrze bić- zażartowałam, aby rozluźnić atmosferę.
-Jesteś dla mnie najważniejsza. Poświęciłbym dla Ciebie moje życie- odwrócił się do mnie przodem, a ja dostrzegłam w jego oczach ogromny smutek. Musnęłam jego usta delikatnie. Po pocałunku przytulił się do mnie.
-Żadnego łażenia nocą po lesie. A jak dalej będziesz tam chodzić, to przykuję Cię do siebie kajdankami. Będziesz miała ochronę dwadzieścia cztery godziny na dobę- zaśmiałam się.
-Nie będzie takiej potrzeby. Już się tam nie wybieram.
-No i dobrze. Oglądamy jakiś film?- byłam zaskoczona tak szybą zmianą tematu, ale nie komentowałam tego, w końcu nie chciałam wracać do tamtego wydarzenia.
-Jest po dwunastej- uniosłam brwi.
-Młoda godzina- wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Niech Ci będzie- i tak bym nie mogła spać przez ostatnie wydarzenia, więc równie dobrze mogę oglądać film.
-Okej. Idź wybierz jakiś film z mojego pokoju, a ja skoczę po wódkę i popcorn.
-Popcorn, jak najbardziej. Ale wódka?- zmrużyłam oczy.
-No, co? Będzie coś potrzebne na popitkę- uśmiechnął się cwaniacko.
-Dobra idź już. Nie marnuj czasu- machnęłam na niego ręką. Cień szybko zniknął z mojego pola widzenia. On chce mnie chyba upić. Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Poszłam do jego pokoju i wzięłam pierwszy, lepszy film z brzegu. Był to horror. Może być. Nie ruszają mnie filmy z odcinaniem głów i tym podobnymi rzeczami. Położyłam ,,Koszmar z ulicy Wiązów” na stole i ruszyłam do kuchni, aby się czegoś napić. Wypiłam szklankę mleka czekoladowego, a następnie umyłam naczynie i postawiłam je na suszarce. Usłyszałam szmer i hałas tłuczonego szkła. Biegiem ruszyłam do pokoju obok. Na podłodze leżał zbity wazon, w kałuży wody z okalającymi go różowymi tulipanami.
Jak to możliwe, że spadł?! Przecież ten flakon był strasznie ciężki i był solidnie ustawiony na stole!
Usłyszałam kolejny świst powietrza za plecami.
-Chris! Jeżeli to ty, to Cię zamorduje- wysyczałam. Ale mu się zebrało na żarty. Nie dożyje jutra.
A jeżeli to nie jest on? Jeżeli, to ten facet z lasu. Megan przestań świrować, przecież to nie może być on.
Nagle ktoś za mną stanął i mnie przydusił. Nie mogłam się ruszyć. A powodem tego było zaklęcie! Boże, a jeżeli to magowie przyszli po mnie, aby ukarać mnie za ucieczkę?!
-Witaj słońce. Tyle lat minęło, od naszego, ostatniego spotkania. Nieprawdaż?- mój napastnik wyszeptał słodko do mojego ucha. Już wiedziałam, kto to jest. Zgroza chwyciła mnie za serce. To niemożliwe…
- Gabriel…-jedno słowo, a obudziło we mnie tyle strachu.
-Miło, że mnie jeszcze pamiętasz- zaśmiał się złowrogo.
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA! :)