sobota, 14 grudnia 2013

Koniec

Przepraszam za błędy. Nie miałam weny, więc rozdział wyszedł taki sobie. Tak więc to koniec mojego opowiadania. :(


Chris.

Stałem i patrzyłem się na odjeżdżające volvo, wraz z miłością mojego życia. Słone łzy spływały po moich policzkach, choć wcale ich nie chciałem. Nie byłem zrozpaczony, tylko wściekły do granic możliwości. Wszystko dookoła spowijała gęsta, jak zupa mgła. Czułem jak magiczna siła rządzi moim ciałem. Próbowałem się jej oprzeć, ale nie mogłem. Najchętniej urwałbym głowę ,,narzeczonemu” Megan. Wiec, dlaczego tego nie zrobiłem? Odpowiedź jest prosta. Nie mogłem się w ogóle ruszyć. I do tego te cholerne łzy! Co się ze mną dzieje?! Spróbowałem ruszyć nogą nic. Spróbowałem ruszyć ręką nic. Spróbowałem ruszyć palcem też nic. Czułem się jakbym tam zamarzł na dobre. Jedyne, po czym mogłem stwierdzić, że jednak się tak nie stało, to coraz więcej wody spływającej po mojej twarzy. Miałem wrażenie, że nie kontroluję swojego ciała.

Jestem twardym facetem, a tu takie coś! Co Megan sobie o mnie pomyślała?! Pewnie, że jestem jakimś mięczakiem. Ale wcale tak nie było… Gdyby nie to ,,coś” to ten gościu już by leżał martwy i brudziłby swoją krwią chodnik.
Przed oczami znów pojawił mi się drwiący obraz twarzy Megan. Co się z nią stało? I dlaczego zachowała się tak względem mnie? Tyle pytań bez odpowiedzi.
I do tego ten skretyniały Gabriel. Jak ja go dorwę… Uśmiechnąłem się na myśl o torturowaniu go. Nie zabiję go od razu, tylko trochę pomęczę.

Ale najpierw muszę się jakoś ruszyć. Czemu zakazałem iść Biance ze sobą? Teraz przynajmniej by mnie uwolniła, a nie umartwiałaby się w domu.

Nagle w moje nozdrza wdarł się delikatny zapach lilii. Zza drzewa wyłoniła się obca mi kobieta. Wyglądała na około dwudziestolatkę. Miała jasne blond włosy, w tym świetle wyglądające na platynowe. Jej chabrowe oczy przyglądały mi się z zaciekawieniem. Zaczęła iść powoli w moją stronę. Obcasy wystukiwały głośny rytm, a czerwona sukienka falowała na wietrze. Patrzyłem się na nią jak zaczarowany. Emanowała dobrem. Wiedziałem to, bo posiadałem dar wyczuwania intencji drugiej osoby. Wyglądała tak znajomo i to wyczuwalne dobro też nie było mi obce… A co jeżeli to jakaś przykrywka i chce mnie zabić? Ta myśl echem odbijała się w mojej głowie.
Chwyciła moją twarz w swoje ręce i wypowiedziała nieznane mi słowo. Poczułem wewnętrzne ciepło i łaskotanie w brzuchu. Zachłysnąłem się powietrzem i upadłem na kolana. Potok łez od razu się zatrzymał. Oddychałem głęboko. Nieznajoma ukucnęła obok mnie ze szczerym uśmiechem. Spojrzałem się na nią zdezorientowany.

-Kim ty jesteś?- tylko tyle udało mi się wychrypieć. Odkaszlnąłem. Moje całe ciało było zdrętwiałe i obolałe.

-Siostrą Megan- w moich oczach dało się teraz ujrzeć zdziwienie. To nie możliwe.

-Co? - zapytałem się z niedowierzaniem.

-Siostrą Megan. Powtórzyć to jeszcze raz?- jej twarz wyrażała znudzenie.

-Ale jak to możliwe? Powinnaś być martwa i gryźć kwiatki od spodu- uniosłem brew i spojrzałem się na nią, jak na jakiegoś dziwoląga. Może jest zombie? No muszę przyznać, że nie była brzydka, jak przystało na nich. Uśmiechnąłem się szeroko.

-Nie nie jestem zombie. Jestem w stu procentach żywa- uśmiechnęła się do mnie ironicznie i wstała, a ja wraz nią. Czyżby czytała mi w myślach?

-Chodźmy na kawę, to ci wszystko wyjaśnię.

-No proszę. Nawet nie poznałem twojego imienia, a ty już zapraszasz mnie na randkę- spojrzała się na mnie oburzona.

-Mam na imię Alice i to nie będzie żadna randka- wysyczała mi w twarz.

-Nie byłbym tego taki pewien- uniosłem niezauważalnie jedynie kącik ust.

-Chcesz uratować Megan, czy nie?!- uhuh teraz to dopiero się wściekła. Nagle dziewczyna odwróciła się napięcie i zaczęła iść przed siebie. Podbiegłem do niej, bo znajdowała się już spory kawałek ode mnie.

-Ej nie wkurzaj się, to chyba oczywiste, ze chcę ją uratować- zwróciłem się do niej.

-Jak tak bardzo tego chcesz, to zamknij się i chodź ze mną na tą cholerną kawę- pociągnęła mnie za rękę, do kawiarenki na rogu. I tak spędziliśmy dobre dwie godziny na rozmowie. Okazało się, że ma genialny plan.

Megan.


-Jak wyobrażasz sobie nasz ślub ślicznotko?- Gabriel musnął ustami moją szyje, pochylając się. Następnie kucnął przy fotelu, na którym siedziałam i spojrzał mi głęboko w oczy.

-Na pewno nie chcę żeby był cukierkowaty- odparłam z niechęcią. Odrzuciłam kolejne czasopismo o ślubach i założyłam nogę na nogę. To wszystko było takie nudne… Całe te dekoracje, suknie, ciasta, nie miałam do tego głowy. Gabriel też mnie zaczynał denerwować. Na każdym kroku ,,ślinił się do mnie’’ i robił ,,maślane oczy’’. Ale jakoś nie umiałam mu się sprzeciwić. Tak jakby wewnętrzna siła mnie powstrzymywała… Okazało się jeszcze, że jest jednym z tych staroświeckich mężczyzn i uważa, że do ślubu powinnam zachować czystość. Nie przeszkadzało mi to, właściwie wszystko było mi obojętne. Cały świat zmienił kolor na szary. Żadnych emocji… Gabriel uważa, że taka powinnam być, a ja oczywiście się z nim zgadzam.
Nagle usłyszałam wybuch ogromnej skali. Nasi ludzie zaczęli się wydzierać w niebo głosy. Gabriel natychmiast pobiegł sprawdzić, co się dzieję, a ja wraz z nim. Nie wierzyłam w to, co zobaczyłam. Miliony magów i cieni atakujących naszych żołnierzy. Byłam taka zszokowana, że nie zauważyłam jak ktoś zaatakował mnie od tyłu. Zaczęłam się szarpać, ale to było na nic. Została na mnie założona pieczęć, która blokowała moją magię, a do tego napastnik był zbyt silny.

-Ćśśś. Megan to ja. Przestań się szarpać- rozpoznałam ten głos od razu. Zamarłam. Co ten idiota Chris tu robi?! Moją kapitulację uznał za przyjazny gest, więc mnie przytulił. Natychmiast wyjęłam scyzoryk i wbiłam mu go w plecy. Jęknął i odsunął się ode mnie. Następnie wzięłam sztylet ze stołu.
-Nie zrozumiałeś, kiedy powiedziałam żebyś się odczepił- wyszeptałam słodko i zagryzłam dolną wargę podniecona śmiercią, która siała zniszczenie w moim i Gabriela zamku. Spojrzał się na mnie twardo.

-Idziemy do domu Megan.

-Ja nigdzie się nie wybieram- uśmiechnęłam się ironicznie.

-Na pewno nie siostrzyczko?- To niewiarygodne… Jak ona się tu znalazła, powinna być martwa. Właściwie wszystko jest możliwe. Przykład można pokazać na mnie. Roześmiałam się złowrogo.

-Myślicie, że w dwójkę mnie pokonacie?- prychnęłam.- Nie wiecie, jaką moc teraz posiadam.

-A, co jeżeli będzie nas czwórka?

-Co?- zapytałam głupio. Do pokoju weszły dwie zakapturzone osoby. Okazało się, że są to królowie krain Shadost i Malight. Czyli mój tata i ojciec Chrisa. Uśmiechnęłam się zwycięsko, wygraną mam w kieszeni. Już po nich… Skupiłam się na chwilę i założona na mnie blokada pękła jak banka mydlana.

-Kateres!- wykrzyknęłam. Zaklęcie śmierci popłynęło błyskawicznie czarnym światłem w stronę Chrisa, ale mój ojciec je zatrzymał i zniszczył. Fajnie, będę mieć jeszcze trochę zabawy za nim ich zabiję. Użyłam magii i rzuciłam dziesięcioma sztyletami w moją ukochaną siostrunię. Zrobiła zgrabny unik i odwdzięczyła się zaklęciem, które i tak mi nic nie zrobiło. Zostałam przygwożdżona do ściany przez Nicolausa, ale natychmiast go odrzuciłam na przeciwległą ścianę. Wszyscy na raz zaczęli na mnie napierać. Ale ja się nie dawałam. Doznawali więcej ran ode mnie. Nagle przez tłum walczących dostrzegłam Gabriela uciekającego z zamku. Spojrzałam się na niego zszokowana. No proszę, a on ponoć chciał ze mną brać ślub. Lecz nie zaszedł za daleko James rzucił na niego zaklęcie zatrzymania, przez które nie mógł się ruszać i iskrzył się zielonym światłem. Wystarczyło jedno zdanie mojego przyszłego męża ,, Megan pomóż mi’’ i zaatakowałam Jamesa. Nie wiedziałam, dlaczego to robię, ale nie mogłam się temu oprzeć. Król magów spojrzał się na mnie zszokowany. Zaczęliśmy toczyć między sobą pojedynek. Jak przez mgłę słyszałam, co mówi.

-On zagnieździł w niej demona. Widziałem to w jej oczach. Zostało jej kilka minut do póki on jej do końca nie pochłonie. Musicie zabić Gabriela. Bo tylko dzięki pokonaniu jego stwórcy możemy go na zawsze unicestwić. Inaczej Megan zginie w okrutny sposób - wrzasnął James. Ale mnie to nie obchodziło, dla mnie było tylko ważne zabijanie. Śmierć, śmierć, śmierć!!! Coraz bardziej huczało mi w głowie. Z moich oczu, nosa i ust zaczęła cieknąć krew. Zachwiałam się i prawie się przewróciłam gdyby nie Alice. Wzięła moją głowę i ułożyła ją sobie na kolanach.

-Zaraz wszystko wróci do normy Megan- zaczęła cicho szeptać. Przez czerwoną mgłę zobaczyłam, jak martwy Gabriel ląduje na ziemi, A Chris ze zwycięską miną stoi nad nim. W tej chwili zaczęłam przeraźliwie krzyczeć. Całe moje ciało ogarnął przerażający ból, wręcz palący. To było gorsze od przemiany w hybrydę. Wolałabym umrzeć niż to znosić. Zobaczyłam jak z moich ust wydobywa się czarny obłok dymu, który był demonem. Zapiszczał przeraźliwie i wyparował. Nagle całe moje ciało odprężyło się, jakby pozbyło się niechcianego pasożyta. Odetchnęłam głęboko. I uchyliłam powieki. Zobaczyłam nade mną Alice, Jamesa, Klausa i Chrisa. Wszyscy wpatrywali się we mnie zmartwieni.

-Jak się czujesz?- Chris odgarnął mi zabłąkany kosmyk z czoła.

-Co to było-wychrypiałam.

-Gabriel stworzył i wpuścił do twojego ciała demona, aby móc przejąć nad tobą kontrolę. Następnie chciał, aby on przejął twoje umiejętności, a później planował go wpuścić w swoje ciało żeby być najpotężniejszym pól magiem pól cieniem na świecie. Prawie mu się to udało. Pewnie też się zastanawiasz, co tu robią cienie. No, więc Nicolaus chciał śmierci Gabriela, więc nam pomógł przy okazji cię uratować- moja siostra odpowiedziała mi całą historię.

-Jak to możliwe, że ty żyjesz do cholery?!- teraz do mnie, dotarło, że ona tak naprawdę tu jest. Usiadłam szybko, tak, aż mi się zakręciło w głowie.

-Ej. Uspokój się siostrzyczko, bo sobie krzywdę zrobisz- uśmiechnęła się do mnie.- Gabriel chciał Cię wcześniej ściągnąć do ciebie. Skorzystał, zatem z zaklęcia przywołania. Potrzebna mu była tylko sól i jeden twój włos. Ale przez przypadek wziął mój. Kiedy odprawiał to zaklęcie przyłączyłam się do niego w zaświacie. I tak o to jestem. Mam nadzieję, że się cieszysz, że wróciłam…- Rzuciłam się w jej ramiona i przytuliłam mocno. Jak ja za nią tęskniłam! Słone łzy szczęścia zaczęły spływać po moich policzkach. Nie mogłam uwierzyć, że mam ją znów w ramionach.

-Kocham cię.

-Ja ciebie też.

-Łeee a mnie to już nikt nie kocha…- wtrącił swoje trzy grosze Chris.

-Ja cię kocham idioto- powiedziałam. Cień odciągnął mnie od mojej siostry, pomógł mi wstać, a następnie mnie pocałował. Dopiero teraz zrozumiałam, że obok nas stoją nasi ojcowie. Natychmiast przerwałam tą piękną chwilę i odwróciłam się do nich.

-Tak wiem. Nie wolno wiązać się z nie swoją rasą i że za zdradę narodu grozi śmierć. Ale równie dobrze możecie mnie teraz zabić, bo bez niego nie chcę żyć- Królowie światów wymienili między sobą spojrzenia.

-Ja czuję to samo, co Megan. Możecie mnie teraz zabić, bo bez niej nie mogę żyć.

-Hmmm rozmawialiśmy już o tym- zaczął Nicolaus. Teraz wszystko zależy od nich. Jeżeli nas rozdzielą to umrę z tęsknoty.

-I postanowiliśmy jednogłośnie- James zrobił pauzę.

-Powiedźcie w końcu- warknęłam w ich stronę. Wolałabym już wiedzieć niż stać spięta i mieć głupią nadzieję. Wiedziałam, że nie pozwolą nam być razem, jeszcze nigdy się nie zdarzył taki przypadek. Chris objął mnie ramieniem, w ramach pocieszenia.

-Pozwolimy wam być razem. Ten związek, później też ślub zażegna konflikt miedzy naszymi rodami, co nam wyjdzie na dobre, o czym później się przekonacie-rzekł Nicolas. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Nie pamiętam żebym kiedyś była aż w takim szoku.

-Mówi prawdę. Przez tą całą wyprawę, jaką tu odbyliśmy, doszliśmy do wniosku, że trzeba skończyć walkę miedzy naszymi światami i pozwolić wam być razem- James uśmiechnął się do mnie ciepło, a wokół jego oczu pojawiły się ledwo widoczne zmarszczki. Stałam tam jak słup soli, a Chris nie mógł oderwać ode mnie wzroku.

-Okej niech nasze gołąbeczki sobie porozmawiają i wszystko wyjaśnią- powiedziała Alice. Po chwili zostałam sam na sam z cieniem. Odwróciłam się do niego.

-Przepraszam, że tak cię traktowałam, ja nie wiem, co powiedzieć-Chris mnie przytulił.

-To nie byłaś ty Megan. Wszystko jest już w porządku-pocałował mnie w głowę. Spokój przepłynął przez moje ciało. Przy nim czułam się bezpieczna i wiedziałam, że żadne niebezpieczeństwo mi nie grozi. Spojrzałam ponad ramieniem ukochanego w lustro. Moje oczy zmieniły się. Zamiast czerwonych cętek pojawiły się na ich miejsce srebrne.

-Co się stało z moimi oczami?- zapytałam cicho.

-To były oczy demona, wraz z opuszczeniem cię krwawe ślady zniknęły.

-Ale na ich miejsce pojawiły się srebrne cętki. Gabriel nie miał żadnych po przemianie.

-Nie mam pojęcia. Jesteś pierwsza z tego gatunku, więc wątpię czy ktoś by wiedział- odsunęłam się od niego i spojrzałam mu głęboko w oczy.

-Przeszkadza ci to?

-Co?

-Że jestem hybrydą. Nie jestem już czystej krwi…

-Co ty mówisz Megan? Jakby czystość krwi, czy gatunek miał by dla mnie jakieś znaczenie. Dla mnie liczy się, jaka jesteś w środku. Więc przestań już gadać głupoty. Teraz ja mam pytanie- spojrzałam się na niego zainteresowana.

-Pytaj.

-Czy na pewno chcesz ze mną być? Jeżeli oni chcą złączyć narody, to prędzej czy później musimy wziąć ślub- jego mina wyrażała zawstydzenie.

-Ryzykowałam dla ciebie życie, więc to chyba oczywiste, że chcę z tobą być. Ale wszystko zależy od tego czy ty chcesz…

-Megan, nigdy nikogo tak nie kochałem. Bez ciebie moje życie byłoby puste i pozbawione emocji. Teraz ono dopiero, nabiera barw… Nie, cofam to, co powiedziałem, bo brzmi to jak z jakiegoś taniego romansidła. Kocham cię, Tylko tyle mam do powiedzenia- wyciągnął sztylet z mojej ręki, rzucił go na ziemie i mnie pocałował. Oddaliśmy w ten pocałunek całą swoją tęsknotę. Przyjemne ciepło rozlało się po całym moim ciele. Cicho westchnęłam. Teraz już wszystko musiało się dobrze ułożyć. Najważniejsze, że mam jego.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Przepraszam!

Bardzo, ale to bardzo przepraszam, że tak dawno nie dodałam rozdziału. Zwaliło mi się na głowę dużo nauki i nie miałam czasu pisać. Brak weny także nastąpił. Nie chcę zostawić tego bloga niezakończonego, dlatego w sobotę pojawi się ostatni rozdział i kończę to opowiadanie z bólem serca. Może kiedyś zacznę pisać coś nowego i się tym z wami podzielę...

Obserwatorzy