sobota, 14 grudnia 2013

Koniec

Przepraszam za błędy. Nie miałam weny, więc rozdział wyszedł taki sobie. Tak więc to koniec mojego opowiadania. :(


Chris.

Stałem i patrzyłem się na odjeżdżające volvo, wraz z miłością mojego życia. Słone łzy spływały po moich policzkach, choć wcale ich nie chciałem. Nie byłem zrozpaczony, tylko wściekły do granic możliwości. Wszystko dookoła spowijała gęsta, jak zupa mgła. Czułem jak magiczna siła rządzi moim ciałem. Próbowałem się jej oprzeć, ale nie mogłem. Najchętniej urwałbym głowę ,,narzeczonemu” Megan. Wiec, dlaczego tego nie zrobiłem? Odpowiedź jest prosta. Nie mogłem się w ogóle ruszyć. I do tego te cholerne łzy! Co się ze mną dzieje?! Spróbowałem ruszyć nogą nic. Spróbowałem ruszyć ręką nic. Spróbowałem ruszyć palcem też nic. Czułem się jakbym tam zamarzł na dobre. Jedyne, po czym mogłem stwierdzić, że jednak się tak nie stało, to coraz więcej wody spływającej po mojej twarzy. Miałem wrażenie, że nie kontroluję swojego ciała.

Jestem twardym facetem, a tu takie coś! Co Megan sobie o mnie pomyślała?! Pewnie, że jestem jakimś mięczakiem. Ale wcale tak nie było… Gdyby nie to ,,coś” to ten gościu już by leżał martwy i brudziłby swoją krwią chodnik.
Przed oczami znów pojawił mi się drwiący obraz twarzy Megan. Co się z nią stało? I dlaczego zachowała się tak względem mnie? Tyle pytań bez odpowiedzi.
I do tego ten skretyniały Gabriel. Jak ja go dorwę… Uśmiechnąłem się na myśl o torturowaniu go. Nie zabiję go od razu, tylko trochę pomęczę.

Ale najpierw muszę się jakoś ruszyć. Czemu zakazałem iść Biance ze sobą? Teraz przynajmniej by mnie uwolniła, a nie umartwiałaby się w domu.

Nagle w moje nozdrza wdarł się delikatny zapach lilii. Zza drzewa wyłoniła się obca mi kobieta. Wyglądała na około dwudziestolatkę. Miała jasne blond włosy, w tym świetle wyglądające na platynowe. Jej chabrowe oczy przyglądały mi się z zaciekawieniem. Zaczęła iść powoli w moją stronę. Obcasy wystukiwały głośny rytm, a czerwona sukienka falowała na wietrze. Patrzyłem się na nią jak zaczarowany. Emanowała dobrem. Wiedziałem to, bo posiadałem dar wyczuwania intencji drugiej osoby. Wyglądała tak znajomo i to wyczuwalne dobro też nie było mi obce… A co jeżeli to jakaś przykrywka i chce mnie zabić? Ta myśl echem odbijała się w mojej głowie.
Chwyciła moją twarz w swoje ręce i wypowiedziała nieznane mi słowo. Poczułem wewnętrzne ciepło i łaskotanie w brzuchu. Zachłysnąłem się powietrzem i upadłem na kolana. Potok łez od razu się zatrzymał. Oddychałem głęboko. Nieznajoma ukucnęła obok mnie ze szczerym uśmiechem. Spojrzałem się na nią zdezorientowany.

-Kim ty jesteś?- tylko tyle udało mi się wychrypieć. Odkaszlnąłem. Moje całe ciało było zdrętwiałe i obolałe.

-Siostrą Megan- w moich oczach dało się teraz ujrzeć zdziwienie. To nie możliwe.

-Co? - zapytałem się z niedowierzaniem.

-Siostrą Megan. Powtórzyć to jeszcze raz?- jej twarz wyrażała znudzenie.

-Ale jak to możliwe? Powinnaś być martwa i gryźć kwiatki od spodu- uniosłem brew i spojrzałem się na nią, jak na jakiegoś dziwoląga. Może jest zombie? No muszę przyznać, że nie była brzydka, jak przystało na nich. Uśmiechnąłem się szeroko.

-Nie nie jestem zombie. Jestem w stu procentach żywa- uśmiechnęła się do mnie ironicznie i wstała, a ja wraz nią. Czyżby czytała mi w myślach?

-Chodźmy na kawę, to ci wszystko wyjaśnię.

-No proszę. Nawet nie poznałem twojego imienia, a ty już zapraszasz mnie na randkę- spojrzała się na mnie oburzona.

-Mam na imię Alice i to nie będzie żadna randka- wysyczała mi w twarz.

-Nie byłbym tego taki pewien- uniosłem niezauważalnie jedynie kącik ust.

-Chcesz uratować Megan, czy nie?!- uhuh teraz to dopiero się wściekła. Nagle dziewczyna odwróciła się napięcie i zaczęła iść przed siebie. Podbiegłem do niej, bo znajdowała się już spory kawałek ode mnie.

-Ej nie wkurzaj się, to chyba oczywiste, ze chcę ją uratować- zwróciłem się do niej.

-Jak tak bardzo tego chcesz, to zamknij się i chodź ze mną na tą cholerną kawę- pociągnęła mnie za rękę, do kawiarenki na rogu. I tak spędziliśmy dobre dwie godziny na rozmowie. Okazało się, że ma genialny plan.

Megan.


-Jak wyobrażasz sobie nasz ślub ślicznotko?- Gabriel musnął ustami moją szyje, pochylając się. Następnie kucnął przy fotelu, na którym siedziałam i spojrzał mi głęboko w oczy.

-Na pewno nie chcę żeby był cukierkowaty- odparłam z niechęcią. Odrzuciłam kolejne czasopismo o ślubach i założyłam nogę na nogę. To wszystko było takie nudne… Całe te dekoracje, suknie, ciasta, nie miałam do tego głowy. Gabriel też mnie zaczynał denerwować. Na każdym kroku ,,ślinił się do mnie’’ i robił ,,maślane oczy’’. Ale jakoś nie umiałam mu się sprzeciwić. Tak jakby wewnętrzna siła mnie powstrzymywała… Okazało się jeszcze, że jest jednym z tych staroświeckich mężczyzn i uważa, że do ślubu powinnam zachować czystość. Nie przeszkadzało mi to, właściwie wszystko było mi obojętne. Cały świat zmienił kolor na szary. Żadnych emocji… Gabriel uważa, że taka powinnam być, a ja oczywiście się z nim zgadzam.
Nagle usłyszałam wybuch ogromnej skali. Nasi ludzie zaczęli się wydzierać w niebo głosy. Gabriel natychmiast pobiegł sprawdzić, co się dzieję, a ja wraz z nim. Nie wierzyłam w to, co zobaczyłam. Miliony magów i cieni atakujących naszych żołnierzy. Byłam taka zszokowana, że nie zauważyłam jak ktoś zaatakował mnie od tyłu. Zaczęłam się szarpać, ale to było na nic. Została na mnie założona pieczęć, która blokowała moją magię, a do tego napastnik był zbyt silny.

-Ćśśś. Megan to ja. Przestań się szarpać- rozpoznałam ten głos od razu. Zamarłam. Co ten idiota Chris tu robi?! Moją kapitulację uznał za przyjazny gest, więc mnie przytulił. Natychmiast wyjęłam scyzoryk i wbiłam mu go w plecy. Jęknął i odsunął się ode mnie. Następnie wzięłam sztylet ze stołu.
-Nie zrozumiałeś, kiedy powiedziałam żebyś się odczepił- wyszeptałam słodko i zagryzłam dolną wargę podniecona śmiercią, która siała zniszczenie w moim i Gabriela zamku. Spojrzał się na mnie twardo.

-Idziemy do domu Megan.

-Ja nigdzie się nie wybieram- uśmiechnęłam się ironicznie.

-Na pewno nie siostrzyczko?- To niewiarygodne… Jak ona się tu znalazła, powinna być martwa. Właściwie wszystko jest możliwe. Przykład można pokazać na mnie. Roześmiałam się złowrogo.

-Myślicie, że w dwójkę mnie pokonacie?- prychnęłam.- Nie wiecie, jaką moc teraz posiadam.

-A, co jeżeli będzie nas czwórka?

-Co?- zapytałam głupio. Do pokoju weszły dwie zakapturzone osoby. Okazało się, że są to królowie krain Shadost i Malight. Czyli mój tata i ojciec Chrisa. Uśmiechnęłam się zwycięsko, wygraną mam w kieszeni. Już po nich… Skupiłam się na chwilę i założona na mnie blokada pękła jak banka mydlana.

-Kateres!- wykrzyknęłam. Zaklęcie śmierci popłynęło błyskawicznie czarnym światłem w stronę Chrisa, ale mój ojciec je zatrzymał i zniszczył. Fajnie, będę mieć jeszcze trochę zabawy za nim ich zabiję. Użyłam magii i rzuciłam dziesięcioma sztyletami w moją ukochaną siostrunię. Zrobiła zgrabny unik i odwdzięczyła się zaklęciem, które i tak mi nic nie zrobiło. Zostałam przygwożdżona do ściany przez Nicolausa, ale natychmiast go odrzuciłam na przeciwległą ścianę. Wszyscy na raz zaczęli na mnie napierać. Ale ja się nie dawałam. Doznawali więcej ran ode mnie. Nagle przez tłum walczących dostrzegłam Gabriela uciekającego z zamku. Spojrzałam się na niego zszokowana. No proszę, a on ponoć chciał ze mną brać ślub. Lecz nie zaszedł za daleko James rzucił na niego zaklęcie zatrzymania, przez które nie mógł się ruszać i iskrzył się zielonym światłem. Wystarczyło jedno zdanie mojego przyszłego męża ,, Megan pomóż mi’’ i zaatakowałam Jamesa. Nie wiedziałam, dlaczego to robię, ale nie mogłam się temu oprzeć. Król magów spojrzał się na mnie zszokowany. Zaczęliśmy toczyć między sobą pojedynek. Jak przez mgłę słyszałam, co mówi.

-On zagnieździł w niej demona. Widziałem to w jej oczach. Zostało jej kilka minut do póki on jej do końca nie pochłonie. Musicie zabić Gabriela. Bo tylko dzięki pokonaniu jego stwórcy możemy go na zawsze unicestwić. Inaczej Megan zginie w okrutny sposób - wrzasnął James. Ale mnie to nie obchodziło, dla mnie było tylko ważne zabijanie. Śmierć, śmierć, śmierć!!! Coraz bardziej huczało mi w głowie. Z moich oczu, nosa i ust zaczęła cieknąć krew. Zachwiałam się i prawie się przewróciłam gdyby nie Alice. Wzięła moją głowę i ułożyła ją sobie na kolanach.

-Zaraz wszystko wróci do normy Megan- zaczęła cicho szeptać. Przez czerwoną mgłę zobaczyłam, jak martwy Gabriel ląduje na ziemi, A Chris ze zwycięską miną stoi nad nim. W tej chwili zaczęłam przeraźliwie krzyczeć. Całe moje ciało ogarnął przerażający ból, wręcz palący. To było gorsze od przemiany w hybrydę. Wolałabym umrzeć niż to znosić. Zobaczyłam jak z moich ust wydobywa się czarny obłok dymu, który był demonem. Zapiszczał przeraźliwie i wyparował. Nagle całe moje ciało odprężyło się, jakby pozbyło się niechcianego pasożyta. Odetchnęłam głęboko. I uchyliłam powieki. Zobaczyłam nade mną Alice, Jamesa, Klausa i Chrisa. Wszyscy wpatrywali się we mnie zmartwieni.

-Jak się czujesz?- Chris odgarnął mi zabłąkany kosmyk z czoła.

-Co to było-wychrypiałam.

-Gabriel stworzył i wpuścił do twojego ciała demona, aby móc przejąć nad tobą kontrolę. Następnie chciał, aby on przejął twoje umiejętności, a później planował go wpuścić w swoje ciało żeby być najpotężniejszym pól magiem pól cieniem na świecie. Prawie mu się to udało. Pewnie też się zastanawiasz, co tu robią cienie. No, więc Nicolaus chciał śmierci Gabriela, więc nam pomógł przy okazji cię uratować- moja siostra odpowiedziała mi całą historię.

-Jak to możliwe, że ty żyjesz do cholery?!- teraz do mnie, dotarło, że ona tak naprawdę tu jest. Usiadłam szybko, tak, aż mi się zakręciło w głowie.

-Ej. Uspokój się siostrzyczko, bo sobie krzywdę zrobisz- uśmiechnęła się do mnie.- Gabriel chciał Cię wcześniej ściągnąć do ciebie. Skorzystał, zatem z zaklęcia przywołania. Potrzebna mu była tylko sól i jeden twój włos. Ale przez przypadek wziął mój. Kiedy odprawiał to zaklęcie przyłączyłam się do niego w zaświacie. I tak o to jestem. Mam nadzieję, że się cieszysz, że wróciłam…- Rzuciłam się w jej ramiona i przytuliłam mocno. Jak ja za nią tęskniłam! Słone łzy szczęścia zaczęły spływać po moich policzkach. Nie mogłam uwierzyć, że mam ją znów w ramionach.

-Kocham cię.

-Ja ciebie też.

-Łeee a mnie to już nikt nie kocha…- wtrącił swoje trzy grosze Chris.

-Ja cię kocham idioto- powiedziałam. Cień odciągnął mnie od mojej siostry, pomógł mi wstać, a następnie mnie pocałował. Dopiero teraz zrozumiałam, że obok nas stoją nasi ojcowie. Natychmiast przerwałam tą piękną chwilę i odwróciłam się do nich.

-Tak wiem. Nie wolno wiązać się z nie swoją rasą i że za zdradę narodu grozi śmierć. Ale równie dobrze możecie mnie teraz zabić, bo bez niego nie chcę żyć- Królowie światów wymienili między sobą spojrzenia.

-Ja czuję to samo, co Megan. Możecie mnie teraz zabić, bo bez niej nie mogę żyć.

-Hmmm rozmawialiśmy już o tym- zaczął Nicolaus. Teraz wszystko zależy od nich. Jeżeli nas rozdzielą to umrę z tęsknoty.

-I postanowiliśmy jednogłośnie- James zrobił pauzę.

-Powiedźcie w końcu- warknęłam w ich stronę. Wolałabym już wiedzieć niż stać spięta i mieć głupią nadzieję. Wiedziałam, że nie pozwolą nam być razem, jeszcze nigdy się nie zdarzył taki przypadek. Chris objął mnie ramieniem, w ramach pocieszenia.

-Pozwolimy wam być razem. Ten związek, później też ślub zażegna konflikt miedzy naszymi rodami, co nam wyjdzie na dobre, o czym później się przekonacie-rzekł Nicolas. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Nie pamiętam żebym kiedyś była aż w takim szoku.

-Mówi prawdę. Przez tą całą wyprawę, jaką tu odbyliśmy, doszliśmy do wniosku, że trzeba skończyć walkę miedzy naszymi światami i pozwolić wam być razem- James uśmiechnął się do mnie ciepło, a wokół jego oczu pojawiły się ledwo widoczne zmarszczki. Stałam tam jak słup soli, a Chris nie mógł oderwać ode mnie wzroku.

-Okej niech nasze gołąbeczki sobie porozmawiają i wszystko wyjaśnią- powiedziała Alice. Po chwili zostałam sam na sam z cieniem. Odwróciłam się do niego.

-Przepraszam, że tak cię traktowałam, ja nie wiem, co powiedzieć-Chris mnie przytulił.

-To nie byłaś ty Megan. Wszystko jest już w porządku-pocałował mnie w głowę. Spokój przepłynął przez moje ciało. Przy nim czułam się bezpieczna i wiedziałam, że żadne niebezpieczeństwo mi nie grozi. Spojrzałam ponad ramieniem ukochanego w lustro. Moje oczy zmieniły się. Zamiast czerwonych cętek pojawiły się na ich miejsce srebrne.

-Co się stało z moimi oczami?- zapytałam cicho.

-To były oczy demona, wraz z opuszczeniem cię krwawe ślady zniknęły.

-Ale na ich miejsce pojawiły się srebrne cętki. Gabriel nie miał żadnych po przemianie.

-Nie mam pojęcia. Jesteś pierwsza z tego gatunku, więc wątpię czy ktoś by wiedział- odsunęłam się od niego i spojrzałam mu głęboko w oczy.

-Przeszkadza ci to?

-Co?

-Że jestem hybrydą. Nie jestem już czystej krwi…

-Co ty mówisz Megan? Jakby czystość krwi, czy gatunek miał by dla mnie jakieś znaczenie. Dla mnie liczy się, jaka jesteś w środku. Więc przestań już gadać głupoty. Teraz ja mam pytanie- spojrzałam się na niego zainteresowana.

-Pytaj.

-Czy na pewno chcesz ze mną być? Jeżeli oni chcą złączyć narody, to prędzej czy później musimy wziąć ślub- jego mina wyrażała zawstydzenie.

-Ryzykowałam dla ciebie życie, więc to chyba oczywiste, że chcę z tobą być. Ale wszystko zależy od tego czy ty chcesz…

-Megan, nigdy nikogo tak nie kochałem. Bez ciebie moje życie byłoby puste i pozbawione emocji. Teraz ono dopiero, nabiera barw… Nie, cofam to, co powiedziałem, bo brzmi to jak z jakiegoś taniego romansidła. Kocham cię, Tylko tyle mam do powiedzenia- wyciągnął sztylet z mojej ręki, rzucił go na ziemie i mnie pocałował. Oddaliśmy w ten pocałunek całą swoją tęsknotę. Przyjemne ciepło rozlało się po całym moim ciele. Cicho westchnęłam. Teraz już wszystko musiało się dobrze ułożyć. Najważniejsze, że mam jego.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Przepraszam!

Bardzo, ale to bardzo przepraszam, że tak dawno nie dodałam rozdziału. Zwaliło mi się na głowę dużo nauki i nie miałam czasu pisać. Brak weny także nastąpił. Nie chcę zostawić tego bloga niezakończonego, dlatego w sobotę pojawi się ostatni rozdział i kończę to opowiadanie z bólem serca. Może kiedyś zacznę pisać coś nowego i się tym z wami podzielę...

poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział 10

Dzisiaj wyszedł rozdział trochę dłuższy niż zazwyczaj, ale nie zdążyłam go tak do końca poprawić, więc bardzo przepraszam za wszelki błędy. Ale i tak mam nadzieję, że nie będzie aż taki najgorszy. :P


Narracja 3 osobowa. Kanada.


W pomieszczeniu rozległ się głośny odgłos dławiącego kaszlu. Brunetka przytrzymała się ręką stołu zbudowanego z dębu. Po chwili z jej ust zaczęły wypływać bordowe stróżki krwi. Spanikowana kobieta upadła na ziemię i oparła się o ścianę. Nagle stało się coś dziwnego jej włosy zaczęły stawać się siwe, a oczy zaczęły tracić blask. Na skórze pojawiły się zmarszczki niczym bruzdy. Do salonu wpadł czarnowłosy.

-Bianco! Gdzie masz lek?!- kucnął i ujął jej twarz w obie dłonie. Chora wskazała ręką komodę, a dokładnie pierwszą szufladę. Chris w nienaturalnie szybkim tempie zaczął przeszukiwać szafę, aż znalazł małą fiolkę z cyjanową cieczą. Mężczyzna pośpiesznie wlał płyn do jej ust. Na twarzy kobiety można było teraz dostrzec wyraz ulgi. Brązowooka zaczęła wracać do normalnego stanu, przed wybuchem kaszlu. Cień przeniósł ją na fotel, a następnie ją na nim usadził, spoglądając na nią ze zmartwieniem.

-Chris… Dziękuję. Gdyby nie ty pewnie bym tego nie przeżyła- powiedziała słabym głosem.

-Nawet tak nie mów!- wybuchnął. Bianca była dla niego drugą, najważniejszą osobą na świecie. Nie wiedziałby, co ma ze sobą zrobić jakby umarła. Wszystko przez tą idiotyczną klątwę- myślał sobie.

Jedenaście lat temu Bianca była piękną nieśmiertelną istotom. Pewnego razu w świecie ludzi natrafiła na umierającą dziewczynkę z gatunku cienia. Prawdopodobnie napadł ją niedźwiedź. Wiedziała, że pomagając jej zdradza swoją rasę, ale nie mogła postąpić inaczej. Była bardzo wrażliwą i empatyczną osobą, więc ją uleczyła, dzięki posiadaniu daru uzdrawiania. Szarooka była bardzo jej wdzięczna i obiecała, że zachowa w tajemnicy to, co się tam zdarzyło. Dziesięcio letnią Victorię wysłała z powrotem do krainy, Shadost. Niestety po kilku miesiącach trójca dowiedziała się o jej wyczynie od człowieka, który akurat przebywał w tamtym lesie. Bianca została pokarana klątwą. Straciła dar nieśmiertelności. Ale to nie wszystko, raz na jakiś czas dostawała wybuchy kaszlu, które bez odpowiedniego leku mogły spowodować szybką i nagłą śmierć. Dotąd nie wie, co się stało z ową Victorią i dlaczego, pomimo, że była cieniem posiadała inny kolor oczu niż przystało na tą rasę.
Chris bardzo jej współczuł. Nie wiedział, jak ma jej pomóc, aby na dobre wyzdrowiała, a bardzo tego pragnął.

-Zaczynamy poszukiwania Megan- Bianca wyrwała go z zamyślenia.

-To nie jest dobry pomysł, przecież miałaś atak.

-Nie traktuj mnie, jak jakąś niewyobrażalnie chorą! Poza tym chyba chcesz ją odzyskać? A nie wiadomo ile mamy jeszcze czasu…- jej słowa podziałały na niego, jak kubeł zimnej wody.

-Dobrze, zacznijmy. Co mam zrobić?- zapytał.

-Masz jakąś jej rzecz? To jest bardzo istotne.

-Tak mam- wyjął z kieszeni pierścionek z białego złota, z umieszczonym na środku obwódki szmaragdem. Podał Biance obrączkę, czując się jakby rozstawał się z jego największym skarbem. Był to pierścionek po jej mamie, nigdy się z nim nie rozstawała, aż do jej zniknięcia. Musiał zielonookiej zsunąć się z ręki, kiedy szarpała się z oprawcą. Chrisowi przeszły dreszcze po plecach, jak sobie przypomniał o porwaniu Megan.

Bianca zawiązała na pierścionku sznurek. Trzymając go za czarny rzemyk, nad mapą zaczęła wypowiadać niezrozumiałe mu słowa. W pomieszczeniu dało się wyczuć magię, przesiąkającą do każdej komórki ciała. Po chwili obrączka zabłysła fioletowym światłem i upadła. Kobieta przytrzymała palec w miejscu gdzie leżała pamiątka po mamie zaginionej.

-Megan jest w Arizonie, a dokładnie w Mesie.


Megan.


Znajdowałam się w wysoko położonym miejscu, prawdopodobnie na jakieś górce. Krajobraz był piękny. Pomarańczowo, fioletowo, różowe niebo, a na nim zachodzące słońce oświetlające resztką światła okolice. Kaktusy tworzące różne kształty. Skalne wieże, będące formami wietrzenia piaskowca. Jak ja mogłam myśleć wtedy o przyrodzie? Sama nie wiedziałam.

-Witaj słońce. Jak się czujesz?- Gabriel zasłonił mi piękny krajobraz, stając przede mną.

-Znakomicie- uśmiechnęłam się ironicznie.

-Robię to dla twojego dobra…

-Gdybyś chciał coś zrobić dla mojego dobra, to byś mnie wypuścił-wysyczałam.

-Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi- uśmiechnął się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Ile ja bym dała, aby go teraz uderzyć… Niestety byłam przykuta do tego cholernego krzesła.

-Moi mili zaczynamy- zaklaskał w ręce mobilizując wszystkich służących do pracy, w tym Victorie. Przyniesiono fotel, który ustawiono obok mnie. Po chwili usiadł na nim nonszalancko Gabriel.

-Nie martw się słońce, przejdziemy to razem- chwycił mnie za dłoń, aż mi się niedobrze zrobiło patrząc na nasze złączone ręce. Jednemu ze swoich służących podał staro wyglądający zwój. Utworzono wokół nas czarny pentagram z soli. Pentagram oznaczał przyzwanie czarnej magii, a sól nie pozwalała wydostać się zaklęciu poza obszar gwiazdy. Nie wiem, jakim cudem, ale na niebie nie było już słońca, lecz księżyc… Północ tez pomagała wykonać czar, podwajała ona siłę danego maga. To naprawdę się dzieje… A ja głupia wierzyłam, że jakimś cudem nie będę cieniem. Nadal uważałam, że złączenie tych dwóch ras nie jest możliwe. Służący Gabriela już chciał zacząć wypowiadać formułkę, ale mu przerwałam.

-Czekaj… Po co się tak spieszyć nie lepiej trochę zaczekać- brunet, który miał wykonać zaklęcie spojrzał się na mnie z pod byka, a ja uśmiechnęłam się niewinnie.

-Słonce sama nie chciałaś marnować czasu. Kontujemy.

-Ale…

-Żadnego, ale słońce- niech on się udławi tym tekstem słońce! Nikt tak do mnie nie będzie mówił! Głupi pięćsetletni staruszek! Myśli, że jak jest wiekowy to wszystko może! Z moich wspomnień wyłoniła się twarz Chrisa.

Gdzie on jest w tej chwili? Co robi? Czy się o mnie martwi? Czy mnie szuka?

Tak bardzo pragnęłam się znaleźć teraz w ramionach bruneta, a nie siedzieć na jakimś pustkowiu. Łzy pojawiły się w moich oczach, ale nie uroniłam ani jednej z nich. Nie chciałam, aby ktoś z nich zobaczył, że jestem słaba. Wróciłam z powrotem do teraźniejszości, mrugając kilkakrotnie.

Mag zaczął wypowiadać tajemniczą dla mnie formułkę. Wszystko nagle zawirowało. Słyszałam tylko echo jego słów. Palce Gabriela mocniej zacisnęły się na moich. Czułam otaczającą mnie czarną magię, złą magię. Czarny błyszczący pyłek wirował wokół nas zasłaniając nam widok. Nagle poczułam piekielny ból w sercu. Krzyknęłam, a razem ze mną rudowłosy. Żyły paliły mnie żywym ogniem. Puls przyśpieszył niewyobrażalnie. Nagle nastąpiła cisza… A ja widziałam tylko zatroskane oczy Chrisa…


Kilka minut później


Leżałam na czymś miękkim. Uchyliłam lekko powieki.

-Nareszcie się obudziłaś słońce- Gabriel szepnął do mnie troskliwie. Spotkałam jego niebieskie oczy teraz z czerwonymi obwódkami. Okazało się, że leżałam z nim na dużym łożu z baldachimem. Powoli podniosłam się do pozycji stojącej. Rozejrzałam się. Wszystko wydawało się takie wyraźne. Widziałam paprochy kurzu latającego dookoła mnie. Słyszałam jeżdżące samochody na szosie, a znajdywały się one kilka kilometrów stąd! Mag podszedł do mnie, odwrócił mnie tyłem do siebie, chwycił za ramiona i zwrócił ku lustrze. Przyjrzałam się sobie. Szmaragdowe oczy spowiły teraz czerwone cętki. Wyglądało to niesamowicie. Poza tym mój wygląd nic się nie zmienił, tak samo, jak Gabriela. Chyba, że miałam zaliczyć do zmiany wyglądu zakrwawione ubrania…

-Twoje oczy powinny wyglądać jak moje, ale są inne, jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne- uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Inaczej niż zazwyczaj. Złowrogo, ironicznie? Czułam się wspaniale. Wreszcie nie musiałam być tą litościwą, moralną, biedną, Megan, która tylko czekała na ratunek, bo po prostu byłam wolna… Ta myśl nagle pojawiła się w mojej głowie niewiadomo skąd.

-Mówiłem, że ci się oczy otworzą po przemianie. Mówiłaś, że się nie uda, ale jak widzisz myliłaś się. Teraz razem możemy rządzić światem, być niepokonanymi- ustami musnął moją szyję. Przymknęłam oczy poddając się uczuciu błogości. No, co? Mogłam robić, co mi się żywnie podobało. Odwróciłam się do niego przodem i wpiłam się w jego usta. Zaskoczony oddał pocałunek równie mocno. Zarzuciłam ręce na jego szyje i pogłębiłam pocałunek. W jednej chwili się od niego odsunęłam. Uniósł brew spoglądając na mnie.

-Tyle ci powinno wystarczyć kochanieńki- zaśmiałam się z wyrazu jego miny. Wyszłam z pokoju, aby po chwili znaleźć się w salonie. Nalałam sobie szklankę Burbona i upiłam łyczek rozkoszując się jej smakiem.

-Grzeczne dziewczynki nie piją alkoholu- odebrał mi szklankę.

-A, kto powiedział, że jestem grzeczną dziewczynką?- wydęłam dolną wargę i tym razem ja mu zabrałam szklankę opróżniając całą jej zawartość, a następnie położyłam ją na barku.

-I to mi się podoba. Już wkurzałaś mnie tą moralną gatką- pogłaskał mnie po policzku. Odsunęłam się od niego i usiadłam na kanapie, zarzucając nogę na nogę

-Hmmm. Czyli jesteśmy tymi hybrydami?

-Tak. Inaczej by cię tu nie było- usadowił się na fotelu, naprzeciwko mnie z wyraźnie zadowoloną miną.

-No i co teraz? Będziemy tu tak siedzieć i oglądać podajże portrety twoich przodków- powiedziałam niezadowolona.

-No oczywiście, że nie… Myślałem o wypadzie do jakiegoś klubu- przysunął się do mnie, tak aż widziałam każdy idealny szczegół jego twarzy.

-Propozycja brzmi ciekawie. Ale nie zamierzam iść TAK do ludzi- zaakcentowałam piąte słowo wskazując na swoją ,,szopę” na głowie, zniszczone ubrania i brudną skórę.

-W sypialni, w której się obudziłaś znajduje się na oparciu krzesła ubranie, przyszykowane przeze mnie specjalnie dla ciebie. Łazienka jest naprzeciwko tego pokoju- pocałowałam go w policzek i zaczęłam się piąć schodami na pierwsze piętro.

-Miłej kąpieli!- usłyszałam jeszcze zanim weszłam do kabiny prysznicowej. Uradowałam się w duchu. Może być fajna zabawa. Przygryzłam dolną wargę, kiedy poczułam chęć mordu. Co nie znaczy, że przeszkadzało mi to uczucie…


Dwie godziny później. Jakiś klub w centrum miasta.


Czułam się świetnie, w idealnie do mnie dopasowanej, czarnej miniówce. Przed przemianą nie założyłabym nigdy czegoś takiego, ale teraz, to, co innego. Nie chciałam aby flirtował z jakimiś blond lalkami tylko zemną. Od dzisiaj on jest tylko mój.

-Wiesz, że jesteś od dzisiaj tylko mój- powiedziałam na głos swoją myśl popijając przy tym szkarłatnego drinka. Zaśmiał się chwytając mnie za rękę.

-Oczywiście, że wiem słońce. I z tej oto okazji chciałbym ci podarować pierścionek na znak, że jesteśmy narzeczeństwem- wyjął z pudełeczka złoty pierścionek z brylantem.

-Nie powinieneś najpierw zadać podstawowego pytania ,,Czy wyjdziesz za mnie Megan Daniels”- uniosłam do góry jedną brew śmiejąc się w duchu z jego miny.

-A nie chcesz ze mną być?- zadał pytanie zszokowany.

-A czy ja zaprzeczyłam?- spojrzałam na niego pobłażliwie.

-Czyli mam to uznać za tak?

-Tak, możesz to uznać za zgodę na narzeczeństwo- uśmiechnęłam się do niego sztucznie. Wsunął mi na palec ową obrączkę z napisem ,, Na zawsze razem słońce”. Jaka tandeta. Po chwili zrozumiałam, że brakuje na mojej ręce pierścionka mamy. Nie przejęłam się tym zbytnio, w końcu to tylko zwykł kawałek metalu i to jeszcze od nic nieznaczącej osoby. Wolałabym nie mieć w ogóle rodziców niż posiadać głupia matkę i wiecznie rozpaczającego ojca.

Nagle poczułam uczucie, które ogarnęło mnie w łazience. Chęć mordu, przynajmniej ja tak to nazwałam. Kiedy cie ono dosięga czujesz się jakbyś chciał zabijać i tylko to byś miał na uwadze. Oczy zaszły mi czerwoną mgłom. Zacisnęłam zęby i przyjrzałam się dziewczynie, która przyniosła za sobą tą dziwną mgiełkę, zmieniając przy tym moje zachowanie. Blond włosy, niebieskie oczy, szczupła figura. Co za pospolitość. Miałam ochotę odebrać jej duszę… Z zamyślenia wyrwał mnie Gabriel.

-Nie martw się czasami tak jest. Po prostu idź ją zabij nabierzesz siły i tyle. W końcu to nic nieznacząca osoba. Następna dusza ludzka, której istnienie jest bez sensu.

-Skąd wiedziałeś?- zapytałam. Czyżby czytał mi w myślach?

-Kiedy się obudziłem też doznałem takiego uczucia przy sprzątaczce. Po prostu ją udusiłem i mi przeszło i powiem więcej czułem się jak młody bóg. Odkryłem także nowe umiejętności- przerwał na chwile i mi się przyjrzał.- Pewnie nie wiesz jak masz to zrobić na oczach tylu ludzi. Podpowiem ci co nie co. Nawiąż z nią kontakt wzrokowy i każ jej w myślach wyjść za tobą na zewnątrz i tyle. Cała filozofia- zrobiłam tak jak mi powiedział. Stałam już z blondynką na dworze. Rozkazałam jej stać nieruchomo i nie krzyczeć. Zabawne mogłam sterować ludzkim umysłem tylko przez myśli. Nie wiedziałam, że cienie mają takie umiejętności. Patrzyła na mnie ze zdenerwowaniem i łzami w oczach. Czuła, że coś się za chwile wydarzy.

-Nie martw się kochanie. Postaram się żeby stało się to szybko. Bezboleśnie się niestety to nie stanie, więc nie mogę ci tego obiecać- chwyciłam jej bladą szyje w obydwie ręce i zaczęłam z każdą minutą zaciskać jej coraz mocniej. Dławiła się nie mogąc złapać oddechu. Jej łzy płynęły jak dwa wodospady. Ogarnęło mnie niesamowite podniecenie, tym, co za chwile miało się z nią stać. Patrzyłam jak życie ulatuje z niej niczym powietrze z przedziurawionego balonu. Uśmiechnęłam się czując, że może jedna może trzy sekundy i już nigdy ni otworzy oczu, aby ujrzeć ten świat. Nagle zostałam mocno odepchnięta do tyłu, upadłam i uderzyłam głową w beton. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na tego idiotę, który śmiał mi przerwać.

-Megan czyś ty oszalała do jasnej cholery?!- zwrócił się teraz do mojej ofiary.- Zmiataj z tond blondi i o wszystkim zapomnij- zahipnotyzował ją na głos.

-Będziesz mi teraz morały prawił?!- zaśmiałam się histerycznie i wstałam.

-Co ci się stało?- Chris ujął mnie pod brodę.- Co ty masz za kolor oczu?

-Już soczewek nie można sobie założyć?!- odepchnęłam go z całej siły.

-Wynoś się z tond głupcze!- zza pleców cienia wyszedł Gabriel.

-A tym, kim jesteś żeby się tak do mnie zwracać!- odkrzyknął w jego stronę Chris.

-Moim narzeczonym- uniosłam rękę pokazując mu pierścionek zaręczynowy.

-Co ty pieprzysz mała?- spojrzał na mnie ze smutkiem wymalowanym na twarzy. Co za zmiana zachowania. Roześmiałam się.

-Nie słyszałeś? Ogłuchłeś? No dobra możesz sobie tu stać. My z Gabrielem się zwijamy- chwyciłam rudowłosego za rękę i zaczęłam iść w stronę jego samochodu. Odwróciłam się jeszcze w stronę cienia, okazało się, że płacze i patrz się wprost na mnie. Spojrzałam się na niego z wyższością i znów spojrzałam przed siebie.

środa, 18 września 2013

Rozdział 9

Wiem, że znowu późno dodaję rozdział. Zaczęła się szkoła i mamy już pełno kartkówek, sprawdzianów, prac domowych. Postaram się jak najczęściej dodawać rozdziały i zaglądać na Wasze blogi. Rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom.
Jak widzicie zmieniłam szablon, który bardzo mi się spodobał. Szablon został zrobiony przez Rayne z bloga http://the-spiral-graphic.blogspot.com Co o nim sądzicie? :)




Zamek magów. Narracja 3 osobowa.


Król przyodziany w niebieską szatę spacerował w tą i nazad ze sfrasowaną miną. Martwił się o dwie najważniejsze osoby w jego życiu: Megan i Jennifer. Zadręczał się o to, że nie uratował ich przed porwaniem. Miał go teraz odwiedzić monarcha cieni. Czegóż od niego mógł chcieć?! Przecież to on napadł na jego zamek i porwał jego jedyną rodzinę. Pewnie będzie chciał się z nim handlować, za życie córki i jego małżonki.

-Król cieni przybył, paniczu- poinformował go sługa.

-Przyprowadź go. Przez całą, naszą rozmowę macie zakaz wejścia do komnaty- rozkazał surowym głosem. Nie chciał, aby im ktoś przeszkadzał. Po kilku, ciągnących się dla niego minutach w drzwiach pojawił się Nicolas, w czarnym jak smoła garniturze i bordowym krawacie. James zacisnął dłonie, aby nie rzucić się na niego i nie zetrzeć mu z twarzy tego ironicznego uśmieszku.

-Co Cię do mnie sprowadza Nicolasie?- zapytał grzecznie. Nie chciał mu pokazywać swoich prawdziwych uczuć, bo by się z niego naigrywał.

-Jakby to powiedzieć. Przyszedłem po rozejm…- wywrócił oczami.

-Ty i rozejm?

-Tak. Pomyślałem, że naszych dzieci będziemy szukać razem.

-Naszych dzieci?! To one nie są u ciebie?!- krzyknął zdenerwowany.

-Nie, nie są. Miałem zabić je obydwie. No, ale niestety. Tylko jednej udało mi się ściąć głowę, Jennifer, jak mniemam. A twoja Megan uciekła, z moim ukochanym syneczkiem, na miesiąc miodowy. Chrisa idzie jeszcze zrozumieć, ale twoja córka? Przecież ona była święta, jak ty i nagle jest w związku z cieniem. Nieźle ją wychowałeś- Nicolas opowiedział mu w skrócie całą historie z kpiną w głosie.

-Zabiłeś Jennifer…- w jego oczach pojawił się smutek, aby po chwili przerodzić się w istną wściekłość. Rzucił się na cienia. Klaus jednym ruchem go odepchnął i rzucił na szklany stół, rozbijając ławę na milion kawałków.

-Chcesz stracić też twoją córeczkę, czy działasz ze mną?! Informuję cię, że jeżeli nie pójdziesz ze mną na ugodę, to zabiję Megan jak ją znajdę!

-Nie rozumiem. Po co przyszedłeś po rozejm? Przecież jesteś silny, aby dać radę dwóm nastolatką- przybrał spokojniejszy ton głosu.

-Prawdopodobnie napadł na nich mój wróg. Jest bardzo silny. Potrzebuję cię. Ale jeżeli nie chcesz, aby Megan wyszła z tego cało, to dobrze. Będzie, jak zechcesz…- Nicolaus zbliżył się do wejścia z chęcią udania się do swojego zamku.

-Czekaj… Zgadzam się. Tylko, jaki jest haczyk?-

-Nie ma żadnego- uśmiechnął się do niego zwycięsko.- Do zobaczenia Jamesie.

-Do zobaczenia…- cień wyszedł, a on został sam z głową pełną myśli. James postanowił, że musi ją uratować. W końcu została mu tylko ona. A jak już będzie cała i zdrowa w domu, to on sobie już z nią porozmawia, na temat związków z cieniami. Oby rada się niczego nie dowiedziała, bo inaczej ją zabiją...


Kanada.


Czarnowłosy mężczyzna zapukał do dębowych drzwi. Było widać na jego twarzy zmartwienie pomieszane ze zdenerwowaniem. Po chwili otworzyła mu około czterdziesto letnia mulatka, przy kości, o brązowych, krótkich, kręconych włosach. Jej orzechowe oczy wyrażały zaskoczenie, przybyłym gościem.

-Proszę- kobieta go zachęciła gestem dłoni, do wejścia- Chris, jak ja cię dawno nie widziałam. Ostatni raz się spotkaliśmy, jak Emma żyła… Przepraszam nie powinnam…- mulatka spojrzała na niego przepraszająco.

-Witaj Bianco. Miło cię widzieć- mężczyzna objął ją w pasie ze smutnym uśmiechem, Bianca odwzajemniła uścisk. W jej oczach pojawiły się łzy wzruszenia.

-Usiądź. Nie będziemy przecież rozmawiać na stojąco. Kawy, herbaty, wody, soku?- zapytała ciepło.

-Potrzebuję twojej pomocy Bianco…- powiedział ze skrępowaniem. Tyle lat jej nie odwiedzał i odrzucał, a ona mimo to i tak była dla niego miła i widział, że nadal jej na nim zależało. Chciałby naprawić przeszłość, ale niestety było to niemożliwe. Bianca była dla niego jak ciocia. Emma spotykała się z nią w ukryciu. Wiedział o ich tajemnicy tylko Chris. Musiały się ukrywać, bo inaczej obydwie zostałyby ścięte, ponieważ Bianca była magiem, a Emma cieniem. Te dwa gatunki nie powinny mieć ze sobą styczności. Zawsze się zastanawiał jak się poznały, kim dla siebie tak naprawdę są, lecz nigdy nie dostał odpowiedzi na te pytania.

-Przecież wiesz, że zawsze ci pomogę kochanie. Co się stało?- zapytała zmartwiona.

-Osoba, na której mi zależy- otrząchnął znacząco.- Została porwana- westchnął głośno i zaczął pocierać nerwowo dłonie.

-Zakochałeś się…- uśmiechnęła się, a po kilku sekundach spoważniała.- Oczywiście, że ci pomogę Chris.

-Dziękuję- powiedział skrępowany. A po chwili zaczął opowiadać historię, zniknięcia Megan. Bianca przysłuchiwała mu się z zainteresowaniem.


Megan.


Kolejny sztylet przeszył moje ciało, powodując okropny ból uda.

-Czego ty ode mnie chcesz?- wycharczałam, nie poznając swojego głosu. Siedziałam ze spuszczoną głową, patrząc jak moja krew brudzi szarą kostkę w garażu Gabriela.

-Słońce… Mi się po prostu nudzi. Wiesz, jak dawno nie miałem takiej rozrywki?- usiadł na krwistoczerwonym fotelu naprzeciwko mnie i szeroko się uśmiechnął. Nic się nie zmienił, przez te wszystkie lata. Niebieskie oczy jak lud, ogniste włosy, mały nos, biała cera, jak papier, duże malinowe usta i idealnie wyrzeźbione ciało. Jak zwykle był ubrany elegancko. Muszę powiedzieć, niestety, że był bardzo przystojny. Czemu nie mógł być brzydki? Wtedy, przynajmniej by mi się go lepiej nienawidziło.

-Victorio, ulecz ją- rozkazał swojej pomocnicy uśmiechnięty. Szczupła blondynka z groźnym błyskiem w szarych oczach polała moje rany specjalnym eliksirem, po których rany zaczęły się goić. Zostałam uzdrowiona, aby po chwili znowu zostać tarczą do rzutek, a raczej noży. Syknęłam głośno, kiedy następna szrama pojawiła się na moim przedramieniu.

-Powtórzę po raz ostatni. C z e g o o d e m n i e c h c e s z?- ostanie zdanie przeliterowałam wściekła. Gabriel stanął za mną i zaczął słodko szeptać.

-Hmmm. Co, to by była za frajda, gdybym od razu Ci wszystko powiedział?- odgarnął kosmyk moich włosów z policzka. Czułam, że się uśmiecha. Znowu! Co, on miał taki dobry humor! Zawsze wiedziałam, że jest chory psychicznie. Mężczyzna oparł się o ścianę obok swojej wrednej pomocnicy, przyglądając mi się zaciekawiony. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Brak okien, fotel, krzesło, do, którego byłam przykuta i stół z narzędziami tortur. Super, jak ja mam z tond uciec? Jeszcze jakby były okna i nie blokowaliby mojej mocy, dałoby się coś wymyślić. A tak? Po prostu nie miałam szans ucieczki. Chris, proszę cię uratuj mnie znowu!


-Wiesz… Gdybyś mi powiedział, po co mnie tu trzymasz, to byśmy nie tracili czasu na pogawędki, a działanie. I szybciej miałbyś mnie z głowy…- zaczęłam go kusić. Wiedziałam, że nie lubi stać cały czas w tym samym miejscu, a załatwiać sprawy szybko. Widziałam, że się zastanawia, czy mi powiedzieć, czy nie. Miałam nadzieję, że sprawą, dla której mnie tu trzyma, nie jest zmuszenie mnie do dołączenia do jego szajki.

-No dobrze- odezwał się po kliku napiętych minutach poważnie- A więc ściągnąłem cię tu, abyś do mnie dołączyła.- o nie!- Wiesz, co byśmy razem osiągnęli? Z Twoim żywiołem ducha i moim żywiołem ognia, świat należałby do nas. Zmienilibyśmy się w hybrydy cienia i maga. Dobrze wiesz, że znam formułę, aby pogodzić te dwa gatunki. Pewnie twój ojciec ci opowiadał. Byłabyś wolna, silna. Nie musiałabyś się nikogo słuchać- mówił dalej zafascynowany. Że co?! Chce nas zamienić w jakieś mutanty! To są chyba jakieś żarty. Nie da się połączyć obydwu gatunków. To jest po prostu nie możliwe! Nie mogę się nim stać. Nie chce zostać mordercą. Od tysięcy lat opowiadano nam, że mag zmieniony w ten gatunek, to istne zło. Nie mógł się kontrolować, rządziła nim czarna magia. Mordował, bo musiał, nie tak jak cienie dla zabawy. Nie chce stracić wolnej woli. Nie poddam się tak łatwo.

-Nie znasz historii o magach zamienionych w cienie? Oni są więźniami, nie są wolni!- wykrzyknęłam.

-Słońce… Ja nie mówię o magu zamienionego w cienia, tylko o połączeniu tych dwóch gatunków- wysyczał wściekły moim wybuchem. Podszedł do mnie i kucnął przede mną.

-Dobrze wiesz, że…

-Megan, Megan, Megan. Będziemy niezniszczalnymi hybrydami, a nie magiem zamienionym w cienia- przerwał mi w połowie zdania.- Zobaczysz jak będzie nam wspaniale razem… Moja księżniczko ciemności…- pogładził mój policzek. Zaraz. Co? Razem! Księżniczka ciemności! On chyba oszalał.

-Nigdy z tobą nie będę- plunęłam na niego. Wytarł się strasznie zezłoszczony i wstał.

-Przygotujcie ją na rytuał złączenia ras- powiedział do swoich służących.- Już niedługo słońce będziesz myśleć inaczej. Otworzą ci się oczy- zwrócił się do mnie. Boże… To się nie dzieję naprawdę. To musi być koszmar. Zaraz się obudzę i wszystko będzie dobrze. Nie dopuszczałam, do siebie myśli, co ma się ze mną stać…



ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA! :)

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 8

Przepraszam, przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam. Jakoś nie miałam czasu i brakło mi weny. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze czyta tego bloga. Tak, wiem rozdział jest beznadziejny, ale obiecuję, że następny będzie lepszy i napiszę go szybciej. Biorę się za nadrabianie waszych opowiadań. Dedykuję rozdział ILoveDamon i Natce, bo Wasze ostatnie komentarze dały mi mocnego kopa, aby napisać ten rozdział. :)



Siedziałam w lesie, opierając się o gruby konar drzewa, porośnięty mchem. Wdychałam świeże powietrze, zmieszane z zapachem drzew iglastych. Podziwiałam srebrzysty księżyc w pełni. Zawsze, kiedy na niego patrzyłam, czułam magiczną atmosferę wokół mnie, która przenikała głęboko wewnątrz komórki mojego ciała, dając wejść do innego świata. Lepszego świata. Świata marzeń. Zawiał chłodny wiatr. Opatuliłam się mocniej bluzą i założyłam kaptur na głowę, aby chronić się przed kłującym zimnem. Zaczęłam rozmyślać o mojej rozmowie z Chrisem, po której tu przyszłam. Wreszcie mi zaufał. Ta jedna myśl pulsowała w mojej głowie, przyprawiając ją o ból. Zdradził mi swoją, ciężką przeszłość, bez mrugnięcia okiem. Udawał, że jest silny i nic nie czuje, ale ja wiedziałam, że przeżywał tortury, opowiadając swoje wspomnienie z dzieciństwa. Wyznał mi to, jak jego ojciec zamordował jego matkę…

05. 06. 2002r.
Narracja trzecio osobowa.

Zdarzyło się to w szesnaste urodziny Chrisa. Obudził się rześki i wypoczęty po długim śnie. Nie zdążył wyjść ze swojego pokoju, kiedy usłyszał odgłosy awantury. W salonie zastał kłócących się rodziców. Emma nie chciała pozwolić na zamordowanie jednego z niewolników, a dokładnie swojego kochanka. Chris od dawna wiedział o zdradzie matki, ale chronił ją i nie pozwolił, aby ojciec dowiedział się o oszustwie matki. W jednej chwili Nicolas połączył wszystkie fakty ze sobą. Doznał olśnienia. Zrozumiał, dlaczego była miła dla jego jeńca i nie pozwoliła mu go skrzywdzić, ani zabić. W sekundę stanął za Emmą, przyciskając do jej szyi błyskający złowrogo scyzoryk. Chris chciał się rzucić na pomoc matce, ale ojciec zagroził, że, ją zabije. Nicolas zaczął szeptać jej słodko do ucha, co z nią zrobi za karę. Nie okazywała strachu. Nie chciała, aby jej mąż czuł satysfakcje. Wtedy wypowiedział zdanie z groźnym błyskiem w oku: ,, Zrobię z Ciebie mężczyznę Chris”. To były ostatnie słowa, które usłyszała Emma. Cień nim się obejrzał zobaczył wbity scyzoryk w krtań matki i jej szarzejącą twarz. Król cieni nigdy nie dbał o uczucia innych, szczególnie o swoich bliskich. Przez tyle lat pokazywał Chrisowi, jakim jest katem i damskim bokserem. Tylko, że jego syn nie przyjął jego zwyczajów, tylko matki. Mimo, że z zewnątrz wydawał się dupkiem, to w środku był mężczyzną spragnionym miłości, zaufania. Życie straciło dla niego sens, po jej stracie. Stanął się jeszcze bardziej zamknięty w sobie. Aby ujarzmić ból po stracie, zaczął imprezować, zabijać i stawać się takim, jakim ojciec chciałby był. Dopóki nie spotkał Megan. Jego życie z powrotem nabrało dla niego sensu. Chciał być dobry, dla niej…

Megan.

Kiedy mi o tym powiedział byłam rozdarta. Między szczęściem, że mi zaufał i między bólem, że stracił tak bliską osobę. W końcu sama go rozumiałam. Znałam te uczucia. Nie zauważyłam, kiedy ja opowiedziałam mu swoje wspomnienie, z przeszłości.

01. 01. 2001r.

Miałam pięć lat. Siedziałam w ogrodzie z moją o siedem lat starszą siostrą i mamą. Popijałyśmy, co chwilę lemoniadę z kostkami lodu, ponieważ upał był niemiłosierny. Promyki słońca ogrzewały moją twarz, tworząc na niej purpurowe rumieńce. Elizabeth trzymała mnie na kolanach opowiadając mi i Alice różne, ciekawe legendy o magach i cieniach. Słuchałyśmy zaciekawione historii, kiedy nagle nam ktoś brutalnie przerwał. Przyszli buntownicy. Magowie, którzy zboczyli na złą ścieżkę. Gabriel, przywódca ,,gangu” przywitał się z nami z nieukrywaną nonszalancją i wyniosłością. Strasznie się przestraszyłam, bo taty nie było w domu, tylko znajdował się na spotkaniu rady trójcy. Zły mag przeszedł od razu do sedna sprawy. Chciał, abym z nim poszła, abym dołączyła do jego grupy. Uważał, że mam wspaniały talent. Moja mama od razu się sprzeciwiła, a za nią poszła moja siostra, mimo młodego wieku. Obydwie były odważne, więc stanęły do walki. Alice, pomimo że znała mało zaklęć, pomagała ujarzmić wrogów. Kazały mi uciekać, więc to zrobiłam, lecz nie zabiegłam daleko. Mag, aby mnie zatrzymać wyczarował ogromny rów dokoła mnie. Był na około dwadzieścia metrów szeroki, jak i długi. Nie miałam, jak czmychnąć. Zapędził mnie w kozi róg. Przez jego ramię dostrzegłam, jak mama umiera od zaklęcia śmiertelnego, rozpuszczając się. Tak, jakby ktoś wylał na nią kwas. Widok był okropny. Wiła się z bólu, krzyczała, płakała. Już po chwili zostały z niej same kości. Nie mogłam uwierzyć, że przed chwilą była to Elizabeth. Po moich policzkach popłynęły łzy. Wyjrzałam jeszcze raz i od razu tego pożałowałam. Zobaczyłam, jak mojej siostrze skręcil kark, nim zdążyłam się obejrzeć, ona też była martwa. Zostałam sama… Ta jedna myśl odbijała się echem w moim umyśle. Został dla mnie tylko jeden ratunek. Nie chciałam być niewolnicą, więc rzuciłam się w przepaść, którą wyczarował nieprzyjaciel. Nikt nie zdążył zareagować. Słyszałam tylko świst powietrza i cichnące krzyki dobiegające z góry. Następnie poczułam tępy ból w kręgosłupie i zapadłam w ciemność. Byłam poddana śpiączce farmakologicznej, dlatego obudziłam się miesiąc później po tym incydencie. Nikt nie wiedział, jak przeżyłam upadek z ponad dwustu metrów. Można tu było mówić tylko o cudzie, bo nic innego nie wchodziło w grę.

Teraźniejszość.

Z ból rozchodzącego się po mojej klatce piersiowej, nie mogłam oddychać. Mimo, że minęło tyle lat to i tak wspomnienie pozostało świeże, jakby wydarzyło się to przed chwilą. Tęskniłam za nimi dzień i noc. Nigdy nie pozbierałam się do końca po tej stracie. Słone łzy zaczęły spływać po moich policzkach, a później skapywać na mój dekolt. Usłyszałam srogie wycie wilka, do księżyca w pełni. Przeszła mnie gęsia skórka ze strachu. Wyczułam czyjąś obecność. Szybko wstałam i rozejrzałam się niespokojnie, w poszukiwaniu kogoś.
-Halo! Czy ktoś tu jest?!- moje słowa odbiły się echem. Nikt mi nie odpowiedział. Mój puls przyśpieszył, tak samo, jak i oddech. Usłyszałam odgłos łamanej gałęzi. Widziałam tylko ciemność i niedokładne kontury drzew. Jeżeli magowie, albo cienie przyszli po mnie, aby mnie ukarać, za ucieczkę? Zadrżałam. Nagle, ktoś mnie chwycił z tyłu w pasie i zasłonił ręką usta. Stwierdziłam po budowie ciała, że był to mężczyzna. Zamarłam, aby za chwile zacząć się szamotać. Nie mogłam sobie przypomnieć żadnego zaklęcia. W mojej głowie świeciła pustka, pod tym względem. Ale w końcu ćwiczyło się przez kilka lat kick boxing.Wykręciłam się z jego uścisku i kopnęłam go frontalnie, w tułów. Napastnik zwił się z ból, a ja zaczęłam uciekać. Dostałam trochę dodatkowego czasu. Gałęzie drzew kaleczyły mi skórę, aż powoli zaczęła sączyć się z niej krew. Nagle zaczął padać ulewny deszcz. Błyskawica przecięła niebo na pół. Zagrzmiało, jakby miał to być koniec świata. Super gorzej być nie może! Przyśpieszyłam biegu. Po chwili znajdowałam się na pustej ulicy. Słyszałam głośny tupot butów, o asfalt. Cholera jasna! Goni mnie! Po chwili obejrzałam się za siebie, bo nie słyszałam odgłosów pogoni. Zniknął. Całe szczęście. Ale i tak się nie zatrzymam, aby złapać tchu. Skręciłam kilka raz w różne uliczki, a po chwili wpadłam zdyszana i cała mokra do domu Chrisa, wbiegając od razu do salonu, w którym znajdował się zdenerwowany czarnowłosy.

-Megan oszalałaś! Wiesz, jak ja się o Ciebie martwiłem!- cień naskoczył na mnie z furią w oczach. Ale kiedy zobaczył, jak wyglądam, jego twarz złagodniała.

-Straciłam poczucie czasu. Przepraszam- mój puls, jak i oddech zaczęły powoli wracać do normy. Chris podszedł do mnie i pogładził mnie delikatnie po policzku. Przejechał palcami po moich ranach.

-Co Ci się stało?- zapytał, ze zmartwieniem.

-Nic- nie dałam mu dojść do głosu i nim zdążył się obejrzeć, stałam pod prysznicem, biorąc kąpiel. Nie chciałam mu nic mówić i w ten sposób zdenerwować. Bo, po co? Żyję przecież i nic mi nie jest. Ciepła woda pozwoliła mi rozluźnić mięśnie i się uspokoić. Skupiłam się mocno na swoim darze. Przywołałam wewnętrzną moc. Po chwili moje rany zaczęły znikać, powodując uczucie mrowienia. Przebrałam się szybko w czyste ubranie. Była to grafitowa bluzka na grubych ramiączkach, czarne rurki i granatowe japonki. Wyszłam z zaparowanej łazienki, wprost w zimne powietrze.

-Gdzie ty byłaś? Co się stało?- nadal milczałam. Chwycił mnie mocno za ramiona, przyglądając mi się surowym wzrokiem.-Mów.

Może jednak powinnam mu powiedzieć? W końcu związki powinno się budować na szczerości i na braku tajemnic między sobą. Przynajmniej tak jest w książkach.

-Jakiś facet napadł na mnie w lesie- zobaczyłam, jak gniew wybuchł w jego oczach.- Ale wszystko jest okej. Nic mi nie zrobił. Żyję.- Stwierdziłam.

-Zabiję tego gnoja!- rzucił lampą w ścianę i odwrócił się do mnie tyłem.

-Uspokój się! Zapomnij o tym.- przytuliłam się do jego pleców. Jego mięśnie były spięte, a oddech niespokojny. Objął moje ręce swoimi rękami.

-Mogłem Cię przed chwilą stracić.

-Ale nie straciłeś, bo Twoja dziewczyna umie się dobrze bić- zażartowałam, aby rozluźnić atmosferę.

-Jesteś dla mnie najważniejsza. Poświęciłbym dla Ciebie moje życie- odwrócił się do mnie przodem, a ja dostrzegłam w jego oczach ogromny smutek. Musnęłam jego usta delikatnie. Po pocałunku przytulił się do mnie.

-Żadnego łażenia nocą po lesie. A jak dalej będziesz tam chodzić, to przykuję Cię do siebie kajdankami. Będziesz miała ochronę dwadzieścia cztery godziny na dobę- zaśmiałam się.

-Nie będzie takiej potrzeby. Już się tam nie wybieram.

-No i dobrze. Oglądamy jakiś film?- byłam zaskoczona tak szybą zmianą tematu, ale nie komentowałam tego, w końcu nie chciałam wracać do tamtego wydarzenia.

-Jest po dwunastej- uniosłam brwi.

-Młoda godzina- wyszczerzył zęby w uśmiechu.

-Niech Ci będzie- i tak bym nie mogła spać przez ostatnie wydarzenia, więc równie dobrze mogę oglądać film.

-Okej. Idź wybierz jakiś film z mojego pokoju, a ja skoczę po wódkę i popcorn.

-Popcorn, jak najbardziej. Ale wódka?- zmrużyłam oczy.

-No, co? Będzie coś potrzebne na popitkę- uśmiechnął się cwaniacko.

-Dobra idź już. Nie marnuj czasu- machnęłam na niego ręką. Cień szybko zniknął z mojego pola widzenia. On chce mnie chyba upić. Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Poszłam do jego pokoju i wzięłam pierwszy, lepszy film z brzegu. Był to horror. Może być. Nie ruszają mnie filmy z odcinaniem głów i tym podobnymi rzeczami. Położyłam ,,Koszmar z ulicy Wiązów” na stole i ruszyłam do kuchni, aby się czegoś napić. Wypiłam szklankę mleka czekoladowego, a następnie umyłam naczynie i postawiłam je na suszarce. Usłyszałam szmer i hałas tłuczonego szkła. Biegiem ruszyłam do pokoju obok. Na podłodze leżał zbity wazon, w kałuży wody z okalającymi go różowymi tulipanami.

Jak to możliwe, że spadł?! Przecież ten flakon był strasznie ciężki i był solidnie ustawiony na stole!

Usłyszałam kolejny świst powietrza za plecami.

-Chris! Jeżeli to ty, to Cię zamorduje- wysyczałam. Ale mu się zebrało na żarty. Nie dożyje jutra.

A jeżeli to nie jest on? Jeżeli, to ten facet z lasu. Megan przestań świrować, przecież to nie może być on.

Nagle ktoś za mną stanął i mnie przydusił. Nie mogłam się ruszyć. A powodem tego było zaklęcie! Boże, a jeżeli to magowie przyszli po mnie, aby ukarać mnie za ucieczkę?!

-Witaj słońce. Tyle lat minęło, od naszego, ostatniego spotkania. Nieprawdaż?- mój napastnik wyszeptał słodko do mojego ucha. Już wiedziałam, kto to jest. Zgroza chwyciła mnie za serce. To niemożliwe…

- Gabriel…-jedno słowo, a obudziło we mnie tyle strachu.

-Miło, że mnie jeszcze pamiętasz- zaśmiał się złowrogo.


ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA! :)

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 7

Do moich oczu dotarły poranne promyki słońca, budząc mnie ze snu. Lekko uchyliłam powieki. Przez okno ujrzałam rozmazany krajobraz lasu. Rozmasowałam ręką bolący kark. Odwróciłam głowę w kierunku prowadzącego samochód.

-Dzień dobry- Chris uśmiechnął się do mnie.-Jak się spało?

-Dobrze…- odpowiedziałam zmieszana.- Gdzie jesteśmy?

-We Włoszech- uniósł jedynie kącik ust.

-Czemu jesteś taki wesoły? To podejrzane- zmrużyłam oczy i lekko się uśmiechnęłam.

-Ahhh, mam dzisiaj dobry humor- przechyliłam głowę zainteresowana. Dziwne. Nadal nie rozumiałam, czemu jest taki szczęśliwy. Postanowiłam już go więcej nie wypytywać. Jak będzie chciał, to sam mi powie. Właściwie mogłabym to wyczytać w jego myślach, ale pomyślałam, aby dać mu trochę prywatności. Zapanowała między nami cisza.

-Ile masz lat?- powiedziałam ni z tego, ni z owego.

-Czemu się pytasz?- odpowiedział pytaniem na pytanie.

-Jestem po prostu ciekawa- przewrócił oczami.

-Jak stałem się nieśmiertelnym miałem dwadzieścia lat, a obecnie mam dwadzieścia siedem. A ty masz zapewne siedemnaście, z tego, co wiem, młoda- zaśmiał się.

-Tak, masz racje- przerwałam na chwilę wypowiedź.- Nie wiedziałam, że jesteś taki stary. Rodzice nie pozwoliliby mi spotykać się z dziesięć lat starszym mężczyzną, pierniku- wydęłam usta. Mina natychmiastowo mu zrzedła.

-Wiesz, co? Nie przeszkadza mi nasza różnica wieku. Kobiety spotykają się z o wiele starszymi mężczyznami.

-Hmmm. Natychmiastowa zmiana tematu, to nie wróży o Tobie dobrze. Riposty się skończyły Chrisiu?- uśmiechnęłam się ironicznie.

-No proszę. Ale pyskata się zrobiłaś ostatnio.

-Uczę się od najlepszych- nagle się zatrzymaliśmy. Rozejrzałam się dokoła. Staliśmy pod ogromnym centrum handlowym. Chris otworzył mi drzwi, a ja wysiadłam.

-Po, co idziemy do centrum handlowego?- zmarszczyłam brwi.

-Megan, mózg Ci się chyba wyłączył. Co można robić w centrum handlowym? Uprzedzę Twoją odpowiedź, zanim powiesz coś głupiego. Zakupy- chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę budynku. Ciekawe, co on chce kupić? Nie zdziwiłabym się, jakby był to jakiś sportowy samochód. Zaprowadził mnie w stronę firmowego sklepu z odzieżą, do działu damskiego.

-Co ci się podoba? Masz tu tyle ubrań, więc chyba dasz radę coś wybrać- uniósł brwi.- Halo, Megan? Odbierasz sygnał?- zaczął mi machać ręką przed oczami.

-Zaraz, moment. O co tu chodzi?- zapytałam.

-Kupuję Ci jakieś ubrania…

-Ale, po co? Przecież mam, w czym chodzić. Chyba, że dla Ciebie wyglądam jak jakiś obdartus- założyłam rękę na rękę i zrobiłam naburmuszoną minę.

-Jezu, powiedzieć coś kobiecie w dobrej wierze, to od razu się obraża. Chodziło mi o to, że wszystkie swoje ciuchy zostawiłaś w innym wymiarze i nie masz teraz, w czym chodzić. Chyba, że masz pakowany próżniowo zestaw ratunkowy Megan, jak w serialu Hannah Montana- powiedział ironicznie.

-Oglądałeś Hannah Montana?- wybuchłam śmiechem. Wszyscy ludzie, którzy przechodzili obok nas patrzyli się na mnie, jak na wariatkę. Prawie się popłakałam.

-No oczywiście, że nie! Taki boski gość, jak ja nie ogląda takich bzdetów- powiedział poważnie.

-Ta jasneee- przeciągnęłam ostatnią sylabę.

-Nie wierzysz mi- rzucił oskarżycielsko.

-No oczywiście, że Ci wieżę kochanie- przymiliłam się do niego, aby cały dzień nie gadał, że nie oglądał tego serialu. Ja i tak wiem swoje.

-Kochanie? Czuję się jak w jakimś romansidle, ale właściwie możesz tak do mnie mówić moja dziewczyno- chwycił mnie za ręce i przyciągnął do siebie.

-Od, kiedy jestem Twoją dziewczyną?- uśmiechnęłam się.

-A, co nie chcesz nią być?- dostrzegłam w jego oczach strach. Nikt inny by tego nie zauważył. Ale ja go znałam. Wiedziałam jak rozpoznać, co czuje.

-Nawet nie można sobie pożartować- lekko musnęłam jego usta, kiedy nagle nam ktoś przerwał.

-Muszę państwa wyprosić z naszego sklepu, bo klienci są zdegustowani państwa zachowaniem. Sklep nie służy do okazywania sobie uczuć- szatynka o rubinowych oczach nas skarciła. Na moich policzkach pojawiły się purpurowe rumieńce.

-Jeżeli jesteś zazdrosna, bo nie masz chłopaka, to po prostu się nie patrz i odejdź- Chris uśmiechnął się ironicznie. Zasłoniłam mu ręką usta, aby nie zaczął dalej mówić. Kobieta spojrzała na nas wściekła.

-Przepraszamy panią. Już wychodzimy- pociągnęłam Chrisa za rękę, wyprowadzając go ze sklepu.

-Co ty wyprawiasz?! Byłeś wredny dla tej kobiety- spojrzałam na niego oskarżycielsko.

-Wystarczy, że dla Ciebie jestem miły- zignorowałam go i zaczęłam iść w inną stronę.

-Nie obrażaj się na mnie. Po prostu już taki jestem. Nie zapominaj, że też jesteś dla mnie chwilami wredna- uśmiechnął się lekko.- Wybaczysz mi?

-Wybaczam- powiedziałam niezadowolona.

-Dobra, a teraz idziemy Ci coś kupić.

***

Chris zabrał mnie do sklepów Prady, Diora, Versace, Louboutina, Channel i Gucci, mimo, że zapierałam się rękami i nogami. Tak, wiem każda pragnie jakiś ciuch stamtąd i ja także, ale nie chciałam, aby wydawał na mnie tyle pieniędzy. Ale oczywiście on wygrał. Właściwie to nie jestem aż taka zła, że mam takie ubrania… Później kupił mi kosmetyki i drogą biżuterię. Następnie zjedliśmy spaghetti bolognese w wykwintnej restauracji, a potem ruszyliśmy w kierunku posiadłości Chrisa.

***

Wysiadłam z samochodu, podziwiając ogromny dom Chrisa, z prywatną plażą. Otwarłam szeroko oczy i stanęłam, jak słup soli.

-Widzę, że Ci się podoba- uśmiechnął się do mnie. Weszłam do ogrodu. Na środku stał dwupiętrowy budynek, z ogromnym tarasem, na ostatnim piętrze i z zielonymi okiennicami. Ściany parteru były wyłożone kamieniem, w kolorze zgaszonego orzechu. Znajdowały się w nich dwie bramy garażowe. Drugie piętro było pomalowane na kolor beżowy, a dokoła okien na kremowo. Dach był pokryty brązową dachówką. Do domu prowadziła ścieżka z cegły, a później drewniane schody. Przed budynkiem znajdowało się oczko wodne, z wodospadem. Dokoła willi rosła bujna roślinność. Makie, drzewa oliwne i cytrusowe, wawrzyny, lilie, rumianki nadmorskie, mirty, orchidee i palmy. Za rezydencją znajdowała się plaża i turkusowe morze, a obok niej altanka.

-Pójdę po nasze bagaże- skinęłam głową, na znak, że usłyszałam.

Weszłam do środka i wpadłam w jeszcze większy podziw.
Salon był w kolorze niebieskim i białym. Na suficie wisiał żyrandol z kryształów, który mienił się w blasku słońca. Na środku pomieszczenia znajdowała się kanapa w kolorze perłowym z błękitnymi poduszkami, a naprzeciwko niej szklana ława i telewizor plazmowy. Za tymi rzeczami stała duża biblioteczka, z okazałym księgozbiorem. Podłoga była wykonana z ciemnego drewna, a na niej leżał frędzlowaty dywan w odcieniu kości słoniowej. Po prawej stronie znajdowały się drzwi prowadzące do ogrodu.
Pozostałe pomieszczenia zostały wykonane w tym samym stylu. Wyjrzałam przez okno sypialni, która znajdowała się na pierwszym piętrze.

-Podoba Ci się nasza sypialnia?- Uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów.

-NASZA sypialnia?- dałam nacisk na pierwsze słowo.

-No oczywiście, że tak- zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co mi chodzi.

-Ja nie będę spać z Tobą. Chcę osobną sypialnię- oparłam ręce na biodrach.

-Przecież jesteśmy parą- powiedział z irytacją.

-No tak, ale…- nie mogłam znaleźć odpowiednich słów, aby mu to wytłumaczyć. Po pierwsze wstydziłam się, po drugie ja go prawie nie znałam, po trzecie może i miałam sporo chłopaków w przeszłości, ale z żadnym nie doszłam tak daleko… Zawsze czekałam na miłość mojego życia, którą okazał się ostatnio Chris. Nigdy nie byłam tak zakochana, jak w nim. Minęło dobre kilkanaście minut.

-Dobra, już się nie tłumacz. Odpuszczę Ci dzisiaj. A ty mówisz, że jestem wredny. Wybierz sobie jakąś sypialnie.

-Bo jesteś wredny, ale czasami zdarza Ci się być miłym- podeszłam do drzwi odwracając się jeszcze na chwile przed wyjściem.-Dobranoc.

-Idziesz już spać?- spytał się.

-Tak, jestem już zmęczona.

-To dobranoc- uśmiechnął się na pożegnanie. Wzięłam moją torbę i weszłam do jednej z sypialni. Była w kolorach beżowych, z dużym łożem z baldachimem, szafą i bujanym fotelem. Znajdowało się w niej wyjście na balkon i własna łazienka. Odświeżyłam się, przebrałam w piżamę i weszłam do pokoju. Przeżyłam szok. Nagle na łóżku zaczęły się pojawiać czerwone róże. Podeszłam bliżej. Zauważyłam białą kopertę, otwarłam ją i przeczytałam liścik, który się w niej znajdował.

Miłych snów, Megan.
Chris


To oczywiste, że Chris to wszystko wyczarował. Uśmiechnęłam się do siebie. Wzięłam jedną krwistoczerwoną różę i powąchałam jej piękny zapach. Po chwili wszystkie kwiaty rozpłynęły się w powietrzu, razem z liścikiem. Położyłam się do łóżka i z myśląc o jutrzejszym dniu zasnęłam.


ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA! :)

piątek, 19 lipca 2013

Liebster Blog Award

Bardzo dziękuję za nominację pepsi light z bloga http://true-story-of-delena-2.blogspot.com/



Pytania do mnie:


1. Pierwsza myśl, kiedy wstajesz rano?
Co ciekawego dziś zrobię?


2. O czym najczęściej rozmawiasz ze swoimi rodzicami?
O szkole.


3. Kto jest dla Ciebie autorytetem i dlaczego?
Mama, bo zawsze ma dla mnie czas, mimo, że pracuje i zajmuje się domem, pomaga mi w rozwiązywaniu moich problemów,nigdy się na niej nie zawiodłam.


4. Masz prawdziwego przyjaciela albo prawdziwą przyjaciółkę?
Tak.


5. Gdybyś dostała teraz psa, jakbyś go nazwała i dlaczego?
Ja już mam psa, dałam mu na imię Bosman, bo mieszkam nad morzem.


6. Wyobraź sobie sytuację, że masz kochającego, przystojnego chłopaka i ty również go kochasz, jesteś szczęśliwa. Cudownego, letniego dnia do Twojego domu przyjeżdża Twój ulubiony aktor i prosi Cię o rękę. Zrezygnowałabyś ze swojej miłości dla niego? (oczywiście gdybyście byli w podobnym wieku, np. aktor 34, a ty 30) : D
Nie zrezygnowała bym z prawdziwej miłości.


7. Zwierzątko, czy rodzeństwo? haha :P
Trudno powiedzieć... :)


8. Ulubiony napój?
Nestea lemon.


9. Co sprawia, że masz dobry humor?
Dużo by tu wymieniać.


10. Ognisko, czy grill?
Grill.


11. Gdybyś miała okazję cofnięcia się w czasie, skorzystałabyś?

Skorzystałabym.



Nominuję:

http://wkazdymtkwidemon.blogspot.com/
http://niewolaistot.blogspot.com
http://damon-and-elena-always-together.blog.onet.pl/
http://moonlight-heart.blogspot.com/
http://wcieniuchwaly.blog.pl/
http://the-originals-always-and-forever.blogspot.com/
http://mojahistoriadlaciebie.blogspot.com/
http://nie-jestem-nia.blogspot.com/
http://delena-i-love-you.blogspot.com/
http://big-bad-love-delena.blogspot.com/
http://love-is-our-weakness.blog.onet.pl/



Pytania do was:

1. Ile masz lat?
2. Masz jakiegoś zwierzaka?
3. Gdzie chciałabyś/chciałbyś pojechać na wakacje?
4. Twój ulubiony kolor?
5. Jaki masz kolor oczu?
6. Ulubione zwierze?
7. Twój znak zodiaku?
8. Którego masz urodziny?
9. Wolisz Wielkanoc czy Boże narodzenie?
10. Masz jakieś rodzeństwo?
11. Dlaczego zacząłeś/ zaczęłaś pisać bloga?

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 6



 Przepraszam Was za tak długa przerwę w pisaniu. Dzisiejszy rozdział będzie dłuży, takie małe wynagrodzenie. Jak widzicie zmieniłam wygląd bloga. Podoba Wam się? Jest on zrobiony przezhttp://www.trouble-is-coming.blogspot.com/ Bardzo dziękuje wszystkim za ponad 20 komentarzy pod ostatnim postem i ponad 1000 wejść na mojego bloga. Rozdział dedykuję mojej niecierpliwej przyjaciółce Ani F. Dobra, nie będę tu wam dłużej truła. Zapraszam do czytania.

Pierwsze, co poczułam po przebudzeniu to okropny ból całego ciała. Ręce miałam związane sznurem i przywiązane do sufitu. Z moich nadgarstków powoli sączyła się krew, pokrywając nią całe ubranie, które zmieniło swój kolor na krwistoczerwony. Byłam strasznie wyczerpana. Rzucenie tylu zaklęć w jednym dniu pochłania strasznie, dużo energii. Dopiero po kilku minutach dotarło do mnie, że porwali mnie wrogowie naszej rasy. Zaczęłam obmyślać plan ucieczki z przyśpieszonym pulsem i szybko falującą klatką piersiową. Pewnie chcą mnie zabić. Co innego mogliby zemną zrobić? Nie przychodziło mi wtedy nic innego do głowy.                                      
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym przebywałam. Czarna cegła na ścianach, jak i podłodze, naprzeciwko wykonany z ciemnego drewna stół, a na nim lampa zastępująca światło planety niebieskiej ludzi i magów, a po prawej metalowe, masywne drzwi i ten okropny odór zgnilizny.                                                 W kranie Shadost istniało hebanowe słońce, które nie wyglądało jak gwiazda oświetlająca pozostałe dwa wymiary, było ono czarnym pentagramem. Ten pięciokąt gwiaździsty był stosowany w kulcie szatana, czyli cieni, nie sprzyjał pozostałym rasom i dobrym intencją.                
W tym regionie panował mrok. Martwe rośliny i zwierzęta, które rozkładały się na coraz mniejsze części, aż w końcu zamieniały się w proch i niepamięć, natomiast w królestwie panował przepych. W środku budynku dominowało złoto, sztukateria*, bliki*, stiuki*, ornamenty* i iluzjonizm*. Uczyliśmy się tego kiedyś na WOCIE.                                       
Powróciłam myślami do planu mojego ratunku. Może tych lin nie da się rozerwać, ale mogę spróbować skorzystać z czaru, mimo, że jestem bardzo wyczerpana. Nie poddam się tak łatwo!
                                                          
                                                  Narracja trzecio osobowa

Czarnowłosy mężczyzna, ubrany na ten sam kolor, co jego włosy siedział na fotelu w pałacu flirtując z ładną blondynką o błękitnych oczach. Płomienie czerwonego ognia buchały w kominku dając przytulny klimat temu pomieszczeniu, a obrazy w złotych ramach, na których znajdowali się dostojni ludzie poważny. W jej spojrzeniu dało się wyczuć zafascynowanie jego postacią, a on chciał ją tylko wykorzystać, a potem, jak mu się znudzi, rzucić jak resztę kobiet, które się w nim zakochiwały.
-Witaj Chris, witaj Carmen. Synu, znalazłeś sobie kolejną zabaweczkę?- brunet o czarnych oczach z czerwonymi obwódkami i ostrymi rysami twarzy przerwał na chwilę wywód, aby napić się Burbona, którego nalał sobie przed chwilą do szklanki, następnie wznowił wypowiedź.- Nie tak Cię wychowywałem. Powinieneś teraz siedzieć i zajmować się polityką naszego państwa, albo się uczyć- powiedział złowrogo. Para odwróciła się napięcie w stronę Michaela. Miał on na sobie garnitur i czerwony krawat. Kobieta spłoszona przyjściem króla wyszeptała pożegnanie, skłoniła się i skierowała w stronę swojego pokoju.    
-Witaj mój ukochany ojcze. Jak się dzisiaj miewasz?- chłopak blondynki odezwał się ironicznie i nalał sobie szklankę Wiski, wypijając od razu całą jej zawartość. Na twarz jego ojca wstąpiła złość i grymas. Mężczyźni stanęli naprzeciwko siebie. Cień pijący Burbon był o dobre trzydzieści centymetrów niższy od syna.
-Nie chce dzisiaj wszczynać kłótni, więc nie będę tego komentować. Chciałem Ci tylko powiedzieć, że masz się ubrać w garnitur i przyjść do sali balowej, na pokaz.
-Jaki pokaz? A tak, a propos jesteś śmieszny, jeżeli myślisz, że tak się ubiorę- zaśmiał się, rozsiadając się na miękkiej, czerwonej kanapie.
-Najlepszy pokaz w życiu całej naszej historii.  Zetniemy głowę córeczki króla magów i jej macosze. Ahhhh, zapłacze się nam ten biedny James. Wiesz, co później się stanie? Uprzedzę Twoją odpowiedź. Ich królestwo pogrąży się w żałobie, a my w tedy napadniemy na nie i dołączymy do naszego. Genialny jestem. A przy okazji zapłacą za Twoje porwanie. Widzisz, jakiego masz inteligentnego ojca?- zadał pytanie retoryczne, założył rękę na rękę i uśmiechnął się promiennie do syna. On natomiast odpowiedział mu niemrawym uśmiechem. Król wyszedł kierując się w stronę sali balowej. Czarnowłosy siedział z zamyślonym wyrazem twarzy, nie wyglądał, jakby podziwiał plany ojca…
                                                         
                                                                   Megan

Wypowiedziałam chyba z milion zaklęć, ale wszystkie nie działały. Pewnie nałożyli tarczę ochronną, która blokowała moją moc. Próbowałam także uwolnić się innymi sposobami, ale nie miały one żadnych skuteczny rezultatów. Pozostało tylko czekanie na mój koniec. Chyba, że przyjedzie królewicz na białym koniu i uratuje mnie z opresji, niczym swoją księżniczkę. Boże, ja zaczynam bredzić. Może cienie palą jakąś marihuanę i mam odpały? Wszystko jest możliwe. Nigdy nie mów nigdy. Albo brak słońca tak na mnie działa. Poopalałabym się teraz. Jakaś taka blada jestem. Wiem, mam genialny pomysł. Jak przeżyję, to pójdę na solarium, albo nie wyjadę na Hawaje i wezmę kartę kredytową Jennifer! Z rozmyślań wyrwało mnie głośne skrzypnięcie drzwi. Weszło przez nie dwoje strażników. Poznałam to po broni palnej wsadzonej w kabury. Podeszli do mnie, odwiązali, spięli moje ręce kajdankami i trzymając mnie za ramiona wyprowadzili na korytarz, prowadząc w nieznanym mi kierunku. Szliśmy mrocznym korytarzem, a następnie po schodach. Jak się okazało naszym celem była sala balowa. W jednym momęcie się strasznie zszokowałam i zdenerwowałam. Cała sala była wypełniona gapiami w eleganckich strojach. Na samym środku stały dwa stoły, a na jednym z nich leżała moja macocha. Mężczyźni popchnęli mnie w stronę pustej ławy, na którym po chwili położyli mnie i przypięli. Chcą zrobić publiczną egzekucję!!! Zaczęłam ciężko oddychać.  Słyszałam tylko jak wszyscy krzyczą, aby nas zabić. Po chwili wszedł król na taras widokowy i uciszył swój lud.
-Witam cały naród, na tej jakże pięknej uroczystości. Wreszcie nadszedł czas na przejęcie przez nas wszystkich wymiarów i rządzenie całym wszechświatem. Wiem, że cieszycie się razem ze mną. Dobrze, nie będę dłużej przeciągał mojej wypowiedzi. Zaczynamy pokaz!- wszyscy zaczęli bić brawo i gwizdać, oczywiście z wyjątkiem mnie i macochy. Wielki, umięśniony kat podszedł do Jennifer. Spojrzałam ostatni raz w jej błękitne, przestraszone oczy. Słyszałam tylko swój własny oddech.. Z ruchu warg jej ust zdążyłam wyczytać jeszcze trzy słowa ,,przepraszam’’ i ,,kocham Cię’’. Po chwili cień przejechał metalowym ostrzem po jej szyi. Głowa kobiety spadła na ziemię zostawiając krwawy ślad, a tłumy obserwujących tą sytuację zaczęło wiwatować. Pojedyncza, samotna łza spłynęła mi po policzku. Może jej nienawidziłam, ale nie mogłam znieść jej śmierci. Może gdzieś w środku się kochałyśmy, ale nie zdawałyśmy sobie z tego sprawy aż do teraz? Zaczęło zbierać mi się na płacz. Przygryzłam dolną wargę. Nie będę szlochać, nie pokarzę im, że jestem słaba. Mężczyzna podszedł do mnie i zawiesił w powietrzu broń.
-Kocham Cię Chris!- wykrzyczałam głucho w powietrze. Zamknęłam mocno oczy, aby już nigdy się nie obudzić. Głośny świst, ostatnie uderzenie serca, ostatni oddech, ostatnia myśl. Poczułam mocny powiew powietrza. Momentalnie otworzyłam oczy. Ujrzałam Chrisa rozrywającego liny i zrywającego mnie ze stołu z kamienia.
-Synu, co ty robisz?! Zostaniesz ścięty razem z nią!Straż, łapać ich!- jego ojciec zaczął się drzeć w niebo głosy. Wartownicy zaczęli nas atakować. Czarnowłosy rozpoczął walkę, a ja razem z nim.
-Adaros!- wykrzyczałam zaklęcie. Ogarnęło mnie wewnętrzne ciepło, napawając niezwyciężoną energią. Odniosłam wrażenie jakbym znajdowała się w raju. Poczułam bezkresne szczęście. Czerwone błyski wystrzeliły z moich rąk paląc osoby przede mną. Chris spojrzał się na mnie zszokowany. Nagle cienie zaczęły się oglądać panicznie dookoła.
-Użyłem iluzji. Nie widzą nas, ani nie słyszą. Choć!  Musimy uciekać!- Chwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę ogromnych, złotych drzwi, które prowadziły na dwór. Na zewnątrz panowała ciemność. Nasze oddechy zaczęły tworzyć białe obłoki w powietrzu, które było bardzo zimne aż kłuło w skórę. Zaczęliśmy biec w stronę czarnej, błyszczącej terenówki. Co chwila przewracałam się o jakiś wystający korzeń, ale chłopak zawsze złapał mnie w ostatniej chwili. On widział lepiej w niejasnościach ode mnie, więc nie miał problemu z potykaniem się. Wsiedliśmy do samochodu. Nagle znaleźliśmy się na pustej drodze, przy lesie.
-Gdzie my jesteśmy?- zapytałam, odwracając się w stronę kierowcy.
-W ludzkim wymiarze- odpowiedział przekręcając kluczyk w stacyjce i ruszając z miejsca z głośnym piskiem.
-Gdzie jedziemy?
-A, co? Gazetę piszesz?- uśmiechnął się ironicznie odwracając głowę w moją stronę.
-Patrz na drogę. A po za tym odpowiesz w końcu?- odpowiedziałam już wkurzona.
-Dobra, dobra tylko się nie wkurzaj, już nawet podrażnić się nie można. Jedziemy przed siebie. A po za tym mam podzielną uwagę. Mogę robić dwie rzeczy na raz, a nawet kilka, mała- już chciałam wszcząć kłótnie, aby nie mówił na mnie mała, ale zamknął mi usta soczystym pocałunkiem. Poczułam się, jak podczas naszego pierwszego pocałunku w dzień jego ucieczki. Po chwili oderwał się ode mnie. Zszokowana patrzyłam się na niego, myślałam, że będzie to trwało trochę dłużej.
-No, co się tak na mnie patrzysz? Jestem zmęczony wcieleniem w życie planu uratowania Cię- zaśmiałam się i dałam mu kuksańca w bok. Chris uśmiechnął się i chwycił mnie za rękę. On jest niemożliwy! Po chwili mina mi zrzedła.Moje szczęście rozpłynęło się w powietrzu, jakby go nigdy nie było. Straszne myśli napadły moją głowę.
-Coś się stało?- zapytał się marszcząc brwi.
-Wszyscy będą nas szukać. Kiedy mój ojciec dowie się, że jestem teraz z Tobą, to mnie zabije. Nie będę mogła nigdy zostać łowcą Twojej rasy. Będziemy się całą wieczność ukrywać. Ja nie chcę tak żyć!- zaczęłam coraz bardziej histeryzować i się popłakałam.- Po za tym Jennifer nie żyje. Wcześniej się nienawidziłyśmy, ale teraz… Ona powiedziała, że mnie kocha, a ja zrozumiałam, że nie była mi obojętna- Chris zatrzymał samochód i przytulił mnie do siebie.
-Szszsz. Twoja macocha jest teraz w lepszym świecie niż nasz, jest tam na pewno szczęśliwa. Wszystko się ułoży. Będziemy mogli żyć razem. Jeżeli chcesz- spojrzał się na mnie niepewnie.
-Myślisz, że Jennifer jest szczęśliwa?- chłopak pokiwał potakująco głową. Może faktycznie jest jej tam lepiej? Chłopak nieco mnie uspokoił, ale nie do końca. Postanowiłam dodać temat Jennifer do zakazanych. Po chwili wznowiłam wypowiedź.- Co do bycia razem. Chcę tego, tylko to będzie trudne do wykonania. Nasi ojcowie tego nie zaakceptują- zamknęłam oczy opierając się o Chrisa.
-Jeżeli zaakceptujesz to, że pewnie tam już nie wrócimy i nie będziesz mogła zostać łowcą, to pół drogi za nami. Co do naszych ojców, nigdy nas nie znajdą. Czy chcesz wrócić do domu? Zmyśliłabyś jakąś historię, o Twojej ucieczce i byłoby po sprawie- zaczął mnie głaskać po głowie.
-Mój dom jest teraz tam gdzie ty jesteś. Nie dam rady Cię teraz zostawić. Jesteś całym moim życiem. Tak, wiem gadam jak w jakimś tanim romansidle, ale tak jest. Po prostu Cię kocham- skradłam mu pocałunek. Uśmiechnął się do mnie szczerze. Jeszcze nigdy nie widziałam tego u niego. Zawsze był ironiczny.            Teraz się czułam jak w książce ,,Romeo i Julia”. Jest jakieś podobieństwo. Dwa skłócone rody. Niedozwolona miłość. Mam nadzieję, że nasza historia nie skończy się śmiercią, tylko happy andem…

Jakby ktoś nie wiedział:
Sztukateria- http://pl.wikipedia.org/wiki/Sztukateria, tłumaczenie 1 bliki- http://pl.wikipedia.org/wiki/Blik,
 Stiuki- http://pl.wikipedia.org/wiki/Stiuk, ornamenty- http://pl.wikipedia.org/wiki/Ornament_%28sztuka%29, iluzjonizm- http://pl.wikipedia.org/wiki/Iluzjonizm

I jak wrażenia? Mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy w pisaniu.

ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA! :)


                                                                                      

Obserwatorzy