poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział 10

Dzisiaj wyszedł rozdział trochę dłuższy niż zazwyczaj, ale nie zdążyłam go tak do końca poprawić, więc bardzo przepraszam za wszelki błędy. Ale i tak mam nadzieję, że nie będzie aż taki najgorszy. :P


Narracja 3 osobowa. Kanada.


W pomieszczeniu rozległ się głośny odgłos dławiącego kaszlu. Brunetka przytrzymała się ręką stołu zbudowanego z dębu. Po chwili z jej ust zaczęły wypływać bordowe stróżki krwi. Spanikowana kobieta upadła na ziemię i oparła się o ścianę. Nagle stało się coś dziwnego jej włosy zaczęły stawać się siwe, a oczy zaczęły tracić blask. Na skórze pojawiły się zmarszczki niczym bruzdy. Do salonu wpadł czarnowłosy.

-Bianco! Gdzie masz lek?!- kucnął i ujął jej twarz w obie dłonie. Chora wskazała ręką komodę, a dokładnie pierwszą szufladę. Chris w nienaturalnie szybkim tempie zaczął przeszukiwać szafę, aż znalazł małą fiolkę z cyjanową cieczą. Mężczyzna pośpiesznie wlał płyn do jej ust. Na twarzy kobiety można było teraz dostrzec wyraz ulgi. Brązowooka zaczęła wracać do normalnego stanu, przed wybuchem kaszlu. Cień przeniósł ją na fotel, a następnie ją na nim usadził, spoglądając na nią ze zmartwieniem.

-Chris… Dziękuję. Gdyby nie ty pewnie bym tego nie przeżyła- powiedziała słabym głosem.

-Nawet tak nie mów!- wybuchnął. Bianca była dla niego drugą, najważniejszą osobą na świecie. Nie wiedziałby, co ma ze sobą zrobić jakby umarła. Wszystko przez tą idiotyczną klątwę- myślał sobie.

Jedenaście lat temu Bianca była piękną nieśmiertelną istotom. Pewnego razu w świecie ludzi natrafiła na umierającą dziewczynkę z gatunku cienia. Prawdopodobnie napadł ją niedźwiedź. Wiedziała, że pomagając jej zdradza swoją rasę, ale nie mogła postąpić inaczej. Była bardzo wrażliwą i empatyczną osobą, więc ją uleczyła, dzięki posiadaniu daru uzdrawiania. Szarooka była bardzo jej wdzięczna i obiecała, że zachowa w tajemnicy to, co się tam zdarzyło. Dziesięcio letnią Victorię wysłała z powrotem do krainy, Shadost. Niestety po kilku miesiącach trójca dowiedziała się o jej wyczynie od człowieka, który akurat przebywał w tamtym lesie. Bianca została pokarana klątwą. Straciła dar nieśmiertelności. Ale to nie wszystko, raz na jakiś czas dostawała wybuchy kaszlu, które bez odpowiedniego leku mogły spowodować szybką i nagłą śmierć. Dotąd nie wie, co się stało z ową Victorią i dlaczego, pomimo, że była cieniem posiadała inny kolor oczu niż przystało na tą rasę.
Chris bardzo jej współczuł. Nie wiedział, jak ma jej pomóc, aby na dobre wyzdrowiała, a bardzo tego pragnął.

-Zaczynamy poszukiwania Megan- Bianca wyrwała go z zamyślenia.

-To nie jest dobry pomysł, przecież miałaś atak.

-Nie traktuj mnie, jak jakąś niewyobrażalnie chorą! Poza tym chyba chcesz ją odzyskać? A nie wiadomo ile mamy jeszcze czasu…- jej słowa podziałały na niego, jak kubeł zimnej wody.

-Dobrze, zacznijmy. Co mam zrobić?- zapytał.

-Masz jakąś jej rzecz? To jest bardzo istotne.

-Tak mam- wyjął z kieszeni pierścionek z białego złota, z umieszczonym na środku obwódki szmaragdem. Podał Biance obrączkę, czując się jakby rozstawał się z jego największym skarbem. Był to pierścionek po jej mamie, nigdy się z nim nie rozstawała, aż do jej zniknięcia. Musiał zielonookiej zsunąć się z ręki, kiedy szarpała się z oprawcą. Chrisowi przeszły dreszcze po plecach, jak sobie przypomniał o porwaniu Megan.

Bianca zawiązała na pierścionku sznurek. Trzymając go za czarny rzemyk, nad mapą zaczęła wypowiadać niezrozumiałe mu słowa. W pomieszczeniu dało się wyczuć magię, przesiąkającą do każdej komórki ciała. Po chwili obrączka zabłysła fioletowym światłem i upadła. Kobieta przytrzymała palec w miejscu gdzie leżała pamiątka po mamie zaginionej.

-Megan jest w Arizonie, a dokładnie w Mesie.


Megan.


Znajdowałam się w wysoko położonym miejscu, prawdopodobnie na jakieś górce. Krajobraz był piękny. Pomarańczowo, fioletowo, różowe niebo, a na nim zachodzące słońce oświetlające resztką światła okolice. Kaktusy tworzące różne kształty. Skalne wieże, będące formami wietrzenia piaskowca. Jak ja mogłam myśleć wtedy o przyrodzie? Sama nie wiedziałam.

-Witaj słońce. Jak się czujesz?- Gabriel zasłonił mi piękny krajobraz, stając przede mną.

-Znakomicie- uśmiechnęłam się ironicznie.

-Robię to dla twojego dobra…

-Gdybyś chciał coś zrobić dla mojego dobra, to byś mnie wypuścił-wysyczałam.

-Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi- uśmiechnął się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Ile ja bym dała, aby go teraz uderzyć… Niestety byłam przykuta do tego cholernego krzesła.

-Moi mili zaczynamy- zaklaskał w ręce mobilizując wszystkich służących do pracy, w tym Victorie. Przyniesiono fotel, który ustawiono obok mnie. Po chwili usiadł na nim nonszalancko Gabriel.

-Nie martw się słońce, przejdziemy to razem- chwycił mnie za dłoń, aż mi się niedobrze zrobiło patrząc na nasze złączone ręce. Jednemu ze swoich służących podał staro wyglądający zwój. Utworzono wokół nas czarny pentagram z soli. Pentagram oznaczał przyzwanie czarnej magii, a sól nie pozwalała wydostać się zaklęciu poza obszar gwiazdy. Nie wiem, jakim cudem, ale na niebie nie było już słońca, lecz księżyc… Północ tez pomagała wykonać czar, podwajała ona siłę danego maga. To naprawdę się dzieje… A ja głupia wierzyłam, że jakimś cudem nie będę cieniem. Nadal uważałam, że złączenie tych dwóch ras nie jest możliwe. Służący Gabriela już chciał zacząć wypowiadać formułkę, ale mu przerwałam.

-Czekaj… Po co się tak spieszyć nie lepiej trochę zaczekać- brunet, który miał wykonać zaklęcie spojrzał się na mnie z pod byka, a ja uśmiechnęłam się niewinnie.

-Słonce sama nie chciałaś marnować czasu. Kontujemy.

-Ale…

-Żadnego, ale słońce- niech on się udławi tym tekstem słońce! Nikt tak do mnie nie będzie mówił! Głupi pięćsetletni staruszek! Myśli, że jak jest wiekowy to wszystko może! Z moich wspomnień wyłoniła się twarz Chrisa.

Gdzie on jest w tej chwili? Co robi? Czy się o mnie martwi? Czy mnie szuka?

Tak bardzo pragnęłam się znaleźć teraz w ramionach bruneta, a nie siedzieć na jakimś pustkowiu. Łzy pojawiły się w moich oczach, ale nie uroniłam ani jednej z nich. Nie chciałam, aby ktoś z nich zobaczył, że jestem słaba. Wróciłam z powrotem do teraźniejszości, mrugając kilkakrotnie.

Mag zaczął wypowiadać tajemniczą dla mnie formułkę. Wszystko nagle zawirowało. Słyszałam tylko echo jego słów. Palce Gabriela mocniej zacisnęły się na moich. Czułam otaczającą mnie czarną magię, złą magię. Czarny błyszczący pyłek wirował wokół nas zasłaniając nam widok. Nagle poczułam piekielny ból w sercu. Krzyknęłam, a razem ze mną rudowłosy. Żyły paliły mnie żywym ogniem. Puls przyśpieszył niewyobrażalnie. Nagle nastąpiła cisza… A ja widziałam tylko zatroskane oczy Chrisa…


Kilka minut później


Leżałam na czymś miękkim. Uchyliłam lekko powieki.

-Nareszcie się obudziłaś słońce- Gabriel szepnął do mnie troskliwie. Spotkałam jego niebieskie oczy teraz z czerwonymi obwódkami. Okazało się, że leżałam z nim na dużym łożu z baldachimem. Powoli podniosłam się do pozycji stojącej. Rozejrzałam się. Wszystko wydawało się takie wyraźne. Widziałam paprochy kurzu latającego dookoła mnie. Słyszałam jeżdżące samochody na szosie, a znajdywały się one kilka kilometrów stąd! Mag podszedł do mnie, odwrócił mnie tyłem do siebie, chwycił za ramiona i zwrócił ku lustrze. Przyjrzałam się sobie. Szmaragdowe oczy spowiły teraz czerwone cętki. Wyglądało to niesamowicie. Poza tym mój wygląd nic się nie zmienił, tak samo, jak Gabriela. Chyba, że miałam zaliczyć do zmiany wyglądu zakrwawione ubrania…

-Twoje oczy powinny wyglądać jak moje, ale są inne, jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne- uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Inaczej niż zazwyczaj. Złowrogo, ironicznie? Czułam się wspaniale. Wreszcie nie musiałam być tą litościwą, moralną, biedną, Megan, która tylko czekała na ratunek, bo po prostu byłam wolna… Ta myśl nagle pojawiła się w mojej głowie niewiadomo skąd.

-Mówiłem, że ci się oczy otworzą po przemianie. Mówiłaś, że się nie uda, ale jak widzisz myliłaś się. Teraz razem możemy rządzić światem, być niepokonanymi- ustami musnął moją szyję. Przymknęłam oczy poddając się uczuciu błogości. No, co? Mogłam robić, co mi się żywnie podobało. Odwróciłam się do niego przodem i wpiłam się w jego usta. Zaskoczony oddał pocałunek równie mocno. Zarzuciłam ręce na jego szyje i pogłębiłam pocałunek. W jednej chwili się od niego odsunęłam. Uniósł brew spoglądając na mnie.

-Tyle ci powinno wystarczyć kochanieńki- zaśmiałam się z wyrazu jego miny. Wyszłam z pokoju, aby po chwili znaleźć się w salonie. Nalałam sobie szklankę Burbona i upiłam łyczek rozkoszując się jej smakiem.

-Grzeczne dziewczynki nie piją alkoholu- odebrał mi szklankę.

-A, kto powiedział, że jestem grzeczną dziewczynką?- wydęłam dolną wargę i tym razem ja mu zabrałam szklankę opróżniając całą jej zawartość, a następnie położyłam ją na barku.

-I to mi się podoba. Już wkurzałaś mnie tą moralną gatką- pogłaskał mnie po policzku. Odsunęłam się od niego i usiadłam na kanapie, zarzucając nogę na nogę

-Hmmm. Czyli jesteśmy tymi hybrydami?

-Tak. Inaczej by cię tu nie było- usadowił się na fotelu, naprzeciwko mnie z wyraźnie zadowoloną miną.

-No i co teraz? Będziemy tu tak siedzieć i oglądać podajże portrety twoich przodków- powiedziałam niezadowolona.

-No oczywiście, że nie… Myślałem o wypadzie do jakiegoś klubu- przysunął się do mnie, tak aż widziałam każdy idealny szczegół jego twarzy.

-Propozycja brzmi ciekawie. Ale nie zamierzam iść TAK do ludzi- zaakcentowałam piąte słowo wskazując na swoją ,,szopę” na głowie, zniszczone ubrania i brudną skórę.

-W sypialni, w której się obudziłaś znajduje się na oparciu krzesła ubranie, przyszykowane przeze mnie specjalnie dla ciebie. Łazienka jest naprzeciwko tego pokoju- pocałowałam go w policzek i zaczęłam się piąć schodami na pierwsze piętro.

-Miłej kąpieli!- usłyszałam jeszcze zanim weszłam do kabiny prysznicowej. Uradowałam się w duchu. Może być fajna zabawa. Przygryzłam dolną wargę, kiedy poczułam chęć mordu. Co nie znaczy, że przeszkadzało mi to uczucie…


Dwie godziny później. Jakiś klub w centrum miasta.


Czułam się świetnie, w idealnie do mnie dopasowanej, czarnej miniówce. Przed przemianą nie założyłabym nigdy czegoś takiego, ale teraz, to, co innego. Nie chciałam aby flirtował z jakimiś blond lalkami tylko zemną. Od dzisiaj on jest tylko mój.

-Wiesz, że jesteś od dzisiaj tylko mój- powiedziałam na głos swoją myśl popijając przy tym szkarłatnego drinka. Zaśmiał się chwytając mnie za rękę.

-Oczywiście, że wiem słońce. I z tej oto okazji chciałbym ci podarować pierścionek na znak, że jesteśmy narzeczeństwem- wyjął z pudełeczka złoty pierścionek z brylantem.

-Nie powinieneś najpierw zadać podstawowego pytania ,,Czy wyjdziesz za mnie Megan Daniels”- uniosłam do góry jedną brew śmiejąc się w duchu z jego miny.

-A nie chcesz ze mną być?- zadał pytanie zszokowany.

-A czy ja zaprzeczyłam?- spojrzałam na niego pobłażliwie.

-Czyli mam to uznać za tak?

-Tak, możesz to uznać za zgodę na narzeczeństwo- uśmiechnęłam się do niego sztucznie. Wsunął mi na palec ową obrączkę z napisem ,, Na zawsze razem słońce”. Jaka tandeta. Po chwili zrozumiałam, że brakuje na mojej ręce pierścionka mamy. Nie przejęłam się tym zbytnio, w końcu to tylko zwykł kawałek metalu i to jeszcze od nic nieznaczącej osoby. Wolałabym nie mieć w ogóle rodziców niż posiadać głupia matkę i wiecznie rozpaczającego ojca.

Nagle poczułam uczucie, które ogarnęło mnie w łazience. Chęć mordu, przynajmniej ja tak to nazwałam. Kiedy cie ono dosięga czujesz się jakbyś chciał zabijać i tylko to byś miał na uwadze. Oczy zaszły mi czerwoną mgłom. Zacisnęłam zęby i przyjrzałam się dziewczynie, która przyniosła za sobą tą dziwną mgiełkę, zmieniając przy tym moje zachowanie. Blond włosy, niebieskie oczy, szczupła figura. Co za pospolitość. Miałam ochotę odebrać jej duszę… Z zamyślenia wyrwał mnie Gabriel.

-Nie martw się czasami tak jest. Po prostu idź ją zabij nabierzesz siły i tyle. W końcu to nic nieznacząca osoba. Następna dusza ludzka, której istnienie jest bez sensu.

-Skąd wiedziałeś?- zapytałam. Czyżby czytał mi w myślach?

-Kiedy się obudziłem też doznałem takiego uczucia przy sprzątaczce. Po prostu ją udusiłem i mi przeszło i powiem więcej czułem się jak młody bóg. Odkryłem także nowe umiejętności- przerwał na chwile i mi się przyjrzał.- Pewnie nie wiesz jak masz to zrobić na oczach tylu ludzi. Podpowiem ci co nie co. Nawiąż z nią kontakt wzrokowy i każ jej w myślach wyjść za tobą na zewnątrz i tyle. Cała filozofia- zrobiłam tak jak mi powiedział. Stałam już z blondynką na dworze. Rozkazałam jej stać nieruchomo i nie krzyczeć. Zabawne mogłam sterować ludzkim umysłem tylko przez myśli. Nie wiedziałam, że cienie mają takie umiejętności. Patrzyła na mnie ze zdenerwowaniem i łzami w oczach. Czuła, że coś się za chwile wydarzy.

-Nie martw się kochanie. Postaram się żeby stało się to szybko. Bezboleśnie się niestety to nie stanie, więc nie mogę ci tego obiecać- chwyciłam jej bladą szyje w obydwie ręce i zaczęłam z każdą minutą zaciskać jej coraz mocniej. Dławiła się nie mogąc złapać oddechu. Jej łzy płynęły jak dwa wodospady. Ogarnęło mnie niesamowite podniecenie, tym, co za chwile miało się z nią stać. Patrzyłam jak życie ulatuje z niej niczym powietrze z przedziurawionego balonu. Uśmiechnęłam się czując, że może jedna może trzy sekundy i już nigdy ni otworzy oczu, aby ujrzeć ten świat. Nagle zostałam mocno odepchnięta do tyłu, upadłam i uderzyłam głową w beton. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na tego idiotę, który śmiał mi przerwać.

-Megan czyś ty oszalała do jasnej cholery?!- zwrócił się teraz do mojej ofiary.- Zmiataj z tond blondi i o wszystkim zapomnij- zahipnotyzował ją na głos.

-Będziesz mi teraz morały prawił?!- zaśmiałam się histerycznie i wstałam.

-Co ci się stało?- Chris ujął mnie pod brodę.- Co ty masz za kolor oczu?

-Już soczewek nie można sobie założyć?!- odepchnęłam go z całej siły.

-Wynoś się z tond głupcze!- zza pleców cienia wyszedł Gabriel.

-A tym, kim jesteś żeby się tak do mnie zwracać!- odkrzyknął w jego stronę Chris.

-Moim narzeczonym- uniosłam rękę pokazując mu pierścionek zaręczynowy.

-Co ty pieprzysz mała?- spojrzał na mnie ze smutkiem wymalowanym na twarzy. Co za zmiana zachowania. Roześmiałam się.

-Nie słyszałeś? Ogłuchłeś? No dobra możesz sobie tu stać. My z Gabrielem się zwijamy- chwyciłam rudowłosego za rękę i zaczęłam iść w stronę jego samochodu. Odwróciłam się jeszcze w stronę cienia, okazało się, że płacze i patrz się wprost na mnie. Spojrzałam się na niego z wyższością i znów spojrzałam przed siebie.

środa, 18 września 2013

Rozdział 9

Wiem, że znowu późno dodaję rozdział. Zaczęła się szkoła i mamy już pełno kartkówek, sprawdzianów, prac domowych. Postaram się jak najczęściej dodawać rozdziały i zaglądać na Wasze blogi. Rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom.
Jak widzicie zmieniłam szablon, który bardzo mi się spodobał. Szablon został zrobiony przez Rayne z bloga http://the-spiral-graphic.blogspot.com Co o nim sądzicie? :)




Zamek magów. Narracja 3 osobowa.


Król przyodziany w niebieską szatę spacerował w tą i nazad ze sfrasowaną miną. Martwił się o dwie najważniejsze osoby w jego życiu: Megan i Jennifer. Zadręczał się o to, że nie uratował ich przed porwaniem. Miał go teraz odwiedzić monarcha cieni. Czegóż od niego mógł chcieć?! Przecież to on napadł na jego zamek i porwał jego jedyną rodzinę. Pewnie będzie chciał się z nim handlować, za życie córki i jego małżonki.

-Król cieni przybył, paniczu- poinformował go sługa.

-Przyprowadź go. Przez całą, naszą rozmowę macie zakaz wejścia do komnaty- rozkazał surowym głosem. Nie chciał, aby im ktoś przeszkadzał. Po kilku, ciągnących się dla niego minutach w drzwiach pojawił się Nicolas, w czarnym jak smoła garniturze i bordowym krawacie. James zacisnął dłonie, aby nie rzucić się na niego i nie zetrzeć mu z twarzy tego ironicznego uśmieszku.

-Co Cię do mnie sprowadza Nicolasie?- zapytał grzecznie. Nie chciał mu pokazywać swoich prawdziwych uczuć, bo by się z niego naigrywał.

-Jakby to powiedzieć. Przyszedłem po rozejm…- wywrócił oczami.

-Ty i rozejm?

-Tak. Pomyślałem, że naszych dzieci będziemy szukać razem.

-Naszych dzieci?! To one nie są u ciebie?!- krzyknął zdenerwowany.

-Nie, nie są. Miałem zabić je obydwie. No, ale niestety. Tylko jednej udało mi się ściąć głowę, Jennifer, jak mniemam. A twoja Megan uciekła, z moim ukochanym syneczkiem, na miesiąc miodowy. Chrisa idzie jeszcze zrozumieć, ale twoja córka? Przecież ona była święta, jak ty i nagle jest w związku z cieniem. Nieźle ją wychowałeś- Nicolas opowiedział mu w skrócie całą historie z kpiną w głosie.

-Zabiłeś Jennifer…- w jego oczach pojawił się smutek, aby po chwili przerodzić się w istną wściekłość. Rzucił się na cienia. Klaus jednym ruchem go odepchnął i rzucił na szklany stół, rozbijając ławę na milion kawałków.

-Chcesz stracić też twoją córeczkę, czy działasz ze mną?! Informuję cię, że jeżeli nie pójdziesz ze mną na ugodę, to zabiję Megan jak ją znajdę!

-Nie rozumiem. Po co przyszedłeś po rozejm? Przecież jesteś silny, aby dać radę dwóm nastolatką- przybrał spokojniejszy ton głosu.

-Prawdopodobnie napadł na nich mój wróg. Jest bardzo silny. Potrzebuję cię. Ale jeżeli nie chcesz, aby Megan wyszła z tego cało, to dobrze. Będzie, jak zechcesz…- Nicolaus zbliżył się do wejścia z chęcią udania się do swojego zamku.

-Czekaj… Zgadzam się. Tylko, jaki jest haczyk?-

-Nie ma żadnego- uśmiechnął się do niego zwycięsko.- Do zobaczenia Jamesie.

-Do zobaczenia…- cień wyszedł, a on został sam z głową pełną myśli. James postanowił, że musi ją uratować. W końcu została mu tylko ona. A jak już będzie cała i zdrowa w domu, to on sobie już z nią porozmawia, na temat związków z cieniami. Oby rada się niczego nie dowiedziała, bo inaczej ją zabiją...


Kanada.


Czarnowłosy mężczyzna zapukał do dębowych drzwi. Było widać na jego twarzy zmartwienie pomieszane ze zdenerwowaniem. Po chwili otworzyła mu około czterdziesto letnia mulatka, przy kości, o brązowych, krótkich, kręconych włosach. Jej orzechowe oczy wyrażały zaskoczenie, przybyłym gościem.

-Proszę- kobieta go zachęciła gestem dłoni, do wejścia- Chris, jak ja cię dawno nie widziałam. Ostatni raz się spotkaliśmy, jak Emma żyła… Przepraszam nie powinnam…- mulatka spojrzała na niego przepraszająco.

-Witaj Bianco. Miło cię widzieć- mężczyzna objął ją w pasie ze smutnym uśmiechem, Bianca odwzajemniła uścisk. W jej oczach pojawiły się łzy wzruszenia.

-Usiądź. Nie będziemy przecież rozmawiać na stojąco. Kawy, herbaty, wody, soku?- zapytała ciepło.

-Potrzebuję twojej pomocy Bianco…- powiedział ze skrępowaniem. Tyle lat jej nie odwiedzał i odrzucał, a ona mimo to i tak była dla niego miła i widział, że nadal jej na nim zależało. Chciałby naprawić przeszłość, ale niestety było to niemożliwe. Bianca była dla niego jak ciocia. Emma spotykała się z nią w ukryciu. Wiedział o ich tajemnicy tylko Chris. Musiały się ukrywać, bo inaczej obydwie zostałyby ścięte, ponieważ Bianca była magiem, a Emma cieniem. Te dwa gatunki nie powinny mieć ze sobą styczności. Zawsze się zastanawiał jak się poznały, kim dla siebie tak naprawdę są, lecz nigdy nie dostał odpowiedzi na te pytania.

-Przecież wiesz, że zawsze ci pomogę kochanie. Co się stało?- zapytała zmartwiona.

-Osoba, na której mi zależy- otrząchnął znacząco.- Została porwana- westchnął głośno i zaczął pocierać nerwowo dłonie.

-Zakochałeś się…- uśmiechnęła się, a po kilku sekundach spoważniała.- Oczywiście, że ci pomogę Chris.

-Dziękuję- powiedział skrępowany. A po chwili zaczął opowiadać historię, zniknięcia Megan. Bianca przysłuchiwała mu się z zainteresowaniem.


Megan.


Kolejny sztylet przeszył moje ciało, powodując okropny ból uda.

-Czego ty ode mnie chcesz?- wycharczałam, nie poznając swojego głosu. Siedziałam ze spuszczoną głową, patrząc jak moja krew brudzi szarą kostkę w garażu Gabriela.

-Słońce… Mi się po prostu nudzi. Wiesz, jak dawno nie miałem takiej rozrywki?- usiadł na krwistoczerwonym fotelu naprzeciwko mnie i szeroko się uśmiechnął. Nic się nie zmienił, przez te wszystkie lata. Niebieskie oczy jak lud, ogniste włosy, mały nos, biała cera, jak papier, duże malinowe usta i idealnie wyrzeźbione ciało. Jak zwykle był ubrany elegancko. Muszę powiedzieć, niestety, że był bardzo przystojny. Czemu nie mógł być brzydki? Wtedy, przynajmniej by mi się go lepiej nienawidziło.

-Victorio, ulecz ją- rozkazał swojej pomocnicy uśmiechnięty. Szczupła blondynka z groźnym błyskiem w szarych oczach polała moje rany specjalnym eliksirem, po których rany zaczęły się goić. Zostałam uzdrowiona, aby po chwili znowu zostać tarczą do rzutek, a raczej noży. Syknęłam głośno, kiedy następna szrama pojawiła się na moim przedramieniu.

-Powtórzę po raz ostatni. C z e g o o d e m n i e c h c e s z?- ostanie zdanie przeliterowałam wściekła. Gabriel stanął za mną i zaczął słodko szeptać.

-Hmmm. Co, to by była za frajda, gdybym od razu Ci wszystko powiedział?- odgarnął kosmyk moich włosów z policzka. Czułam, że się uśmiecha. Znowu! Co, on miał taki dobry humor! Zawsze wiedziałam, że jest chory psychicznie. Mężczyzna oparł się o ścianę obok swojej wrednej pomocnicy, przyglądając mi się zaciekawiony. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Brak okien, fotel, krzesło, do, którego byłam przykuta i stół z narzędziami tortur. Super, jak ja mam z tond uciec? Jeszcze jakby były okna i nie blokowaliby mojej mocy, dałoby się coś wymyślić. A tak? Po prostu nie miałam szans ucieczki. Chris, proszę cię uratuj mnie znowu!


-Wiesz… Gdybyś mi powiedział, po co mnie tu trzymasz, to byśmy nie tracili czasu na pogawędki, a działanie. I szybciej miałbyś mnie z głowy…- zaczęłam go kusić. Wiedziałam, że nie lubi stać cały czas w tym samym miejscu, a załatwiać sprawy szybko. Widziałam, że się zastanawia, czy mi powiedzieć, czy nie. Miałam nadzieję, że sprawą, dla której mnie tu trzyma, nie jest zmuszenie mnie do dołączenia do jego szajki.

-No dobrze- odezwał się po kliku napiętych minutach poważnie- A więc ściągnąłem cię tu, abyś do mnie dołączyła.- o nie!- Wiesz, co byśmy razem osiągnęli? Z Twoim żywiołem ducha i moim żywiołem ognia, świat należałby do nas. Zmienilibyśmy się w hybrydy cienia i maga. Dobrze wiesz, że znam formułę, aby pogodzić te dwa gatunki. Pewnie twój ojciec ci opowiadał. Byłabyś wolna, silna. Nie musiałabyś się nikogo słuchać- mówił dalej zafascynowany. Że co?! Chce nas zamienić w jakieś mutanty! To są chyba jakieś żarty. Nie da się połączyć obydwu gatunków. To jest po prostu nie możliwe! Nie mogę się nim stać. Nie chce zostać mordercą. Od tysięcy lat opowiadano nam, że mag zmieniony w ten gatunek, to istne zło. Nie mógł się kontrolować, rządziła nim czarna magia. Mordował, bo musiał, nie tak jak cienie dla zabawy. Nie chce stracić wolnej woli. Nie poddam się tak łatwo.

-Nie znasz historii o magach zamienionych w cienie? Oni są więźniami, nie są wolni!- wykrzyknęłam.

-Słońce… Ja nie mówię o magu zamienionego w cienia, tylko o połączeniu tych dwóch gatunków- wysyczał wściekły moim wybuchem. Podszedł do mnie i kucnął przede mną.

-Dobrze wiesz, że…

-Megan, Megan, Megan. Będziemy niezniszczalnymi hybrydami, a nie magiem zamienionym w cienia- przerwał mi w połowie zdania.- Zobaczysz jak będzie nam wspaniale razem… Moja księżniczko ciemności…- pogładził mój policzek. Zaraz. Co? Razem! Księżniczka ciemności! On chyba oszalał.

-Nigdy z tobą nie będę- plunęłam na niego. Wytarł się strasznie zezłoszczony i wstał.

-Przygotujcie ją na rytuał złączenia ras- powiedział do swoich służących.- Już niedługo słońce będziesz myśleć inaczej. Otworzą ci się oczy- zwrócił się do mnie. Boże… To się nie dzieję naprawdę. To musi być koszmar. Zaraz się obudzę i wszystko będzie dobrze. Nie dopuszczałam, do siebie myśli, co ma się ze mną stać…



ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA! :)

Obserwatorzy